"Super Express": - Byłeś blisko akcji, o której mówi cała piłkarska Europa. Jak to było?
Eugen Polanski: - Widziałem, że po strzale Kiesslinga piłka nie trafi do bramki i natychmiast się odwróciłem, żeby biec do kontrataku. Ale sędzia stwierdził, że był gol, nie zauważył, że piłka wpadła do siatki przez dziurę w bocznej siatce. Krzyczałem do arbitra, protestowałem, ale dał mi do zrozumienia, że ukarze mnie żółtą kartką, więc odszedłem.
Zobacz koniecznie: Kibice Górnika Zabrze zorganizowali akcję. Nie chcą puścić Adama Nawałki do reprezentacji Polski
- Myślisz, że dojdzie do powtórki?
- Dla mnie to jedyne logiczne rozwiązanie. Wcale nie musieliśmy tego spotkania przegrać, do 70. minuty graliśmy bardzo dobrze. Po nieprawidłowym golu na 0:2 potrzebowaliśmy 10 minut, żeby dojść do siebie. Ostatnie 10 minut znów było bardzo dobre, co potwierdziliśmy strzeleniem gola.
- W klubie idzie wam pod górkę, w eliminacjach mistrzostw świata nie zagrałeś nawet minuty w ostatnich 4 meczach...
- Była to ciężka sytuacja, ale ją zaakceptowałem. Byłem zaskoczony, bo podczas zgrupowania na mecze z Czarnogórą i San Marino usłyszałem od trenera, że będę potrzebny na Ukrainę i Anglię. A kiedy przyjechałem, to podczas zgrupowania trener nie rozmawiał ze mną, nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa.
Przeczytaj! Arsenal - Borussia. Arsene Wenger: Zatrzymać Lewandowskiego
- Jak myślisz, dlaczego?
- Nie wiem. Musiałbyś spytać trenera Fornalika.
- Może są jakieś powody. Zrezygnował z kadry Obraniak, trwa nagonka na Boenischa. Może i na ciebie, jako "farbowanego lisa", przyszedł czas odstrzału?
- Nie sądzę, żeby tak było. W meczu może grać tylko 11 piłkarzy i nie dla wszystkich jest miejsce. Jestem do dyspozycji nowego selekcjonera, bez względu, kto nim będzie.