Pan Kazimierz jest wiceprezesem występującego w śląskiej okręgówce LKS Goczałkowice-Zdrój. To w tym klubie Łukasz Piszczek stawiał pierwsze kroki na boisku. - Miał trzy latka, kiedy pierwszy raz zabrałem go na trening. Wtedy sam grałem w piłkę i szkoliłem grupę 8-9-latków - opowiada tata gwiazdy Borussii Dortmund. - Łuki, bo tak w domu wołaliśmy na Łukasza, odkąd zaczął chodzić, kopał wszystko, co nawinęło mu się pod nogę. Latem z synami graliśmy na podwórku, a zimą godzinami trenowaliśmy w. przedpokoju - wspomina Piszczek senior.
Tata obrońcy reprezentacji Polski ujawnia, że Łukasz jeszcze w podstawówce postanowił, że będzie piłkarzem. - Kiedy miał 15 lat, długo nas prosił, żebyśmy pozwolili mu przejść do Gwarka Zabrze. Miał wsparcie u trenera naszej pierwszej drużyny, absolwenta Gwarka - Krzysztofa Stojka. Najdłużej sprzeciwiała się żona. Jak to mama, bała się, że młody chłopak w internacie, daleko od domu zaniedba naukę i nie da sobie rady. Ale Łukasz jest bardzo odpowiedzialny. Poza tym dyrektorem Gwarka był dyrektor liceum, który gdy ktoś się nie uczył, to nie pozwalał mu trenować. Łukasz bez problemów zdał maturę - mówi ojciec zawodnika.
Łukasz do domu przyjeżdżał na niedzielę. - Czekał już na niego dobry obiad. Syn bardzo lubi czerwoną kapustę, roladę, kartofelki i pieczone mięsko. Mógł się porządnie najeść - opowiada pan Kazimierz.
Długa, pełna ciężkiej pracy i wyrzeczeń droga zaprowadziła Łukasza najpierw do Herthy Berlin, a potem do Borussii. - Miał wybór, bo chciał go też Wolfsburg, ale po wygaśnięciu kontraktu z Herthą za naszą namową wybrał Dortmund. Od początku mógł tam liczyć na kolegę z młodzieżowej reprezentacji Polski, dziś najlepszego przyjaciela, Kubę Błaszczykowskiego - zdradza tata. - Syn to dobry człowiek. Od małego uczyliśmy go szacunku do ludzi, do osób starszych. Z każdego z moich dzieci jestem dumny, ale przed debiutem Łukasza w Lidze Mistrzów miałem łzy szczęścia w oczach. Hymn, 80 tysięcy ludzi na stadionie i tam, na środku boiska, mój chłopiec. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi - zawiesza głos pan Kazimierz, który teraz nie opuszcza żadnego z rozgrywanych w Dortmundzie meczów Łukasza w europejskich pucharach.
Najmłodszy z Piszczków od małego był skazany na piłkę. Miłością do futbolu zaraził się od ojca i starszych braci - Marka (36 l., dziś mieszka w Anglii, a w przeszłości grał m.in. w GKS Tychy) i Adama (33 l.), który jest podporą prawej obrony w LKS Goczałkowice. - Ma taki sam ciąg na bramkę, jak Łukasz - chwali tata.
Teraz Łukasz, już etatowy reprezentant Polski, chce powalczyć z biało-czerwonymi o sukces na mistrzostwach Europy. - Grupa jest trudna, ale wierzę, że z niej wyjdziemy. Trzymam kciuki za Łukasza i wszystkich chłopaków - zapewnia Kazimierz Piszczek.