- Trener Jean Fernandez powiedział, że utrzymanie Auxerre zależy od tego, czy Jeleń będzie zdrowy. Czujesz presję?
Ireneusz Jeleń: - Jestem na tyle doświadczonym zawodnikiem, że nie mogę się tego bać. Jean Fernandez zna mnie nie od dziś i wie, że nawet jeśli mam jakieś kontuzje, to szybko wracam do dobrej dyspozycji. Ja za to zaufanie odwdzięczam się golami.
- W poprzednim sezonie awansowaliście do Ligi Mistrzów, a teraz walczycie o utrzymanie...
- W tamtym roku byliśmy w siódmym niebie. Nikt w nas nie wierzył, a my zajęliśmy trzecie miejsce w Ligue 1. A teraz? Jesteśmy o krok od zesłania do piekła. W Lidze Mistrzów stawialiśmy opór Realowi i Milanowi, ale we Francji przegrywamy z beniaminkami...
- Dlaczego?
- Może po prostu jesteśmy wypaleni? A może zapomnieliśmy, jak gra się w piłkę... Przyszedł trudny moment i nie możemy się podnieść. Drużyna nie została wzmocniona i mamy tego efekty.
Przeczytaj koniecznie: Franciszek Smuda: Dla Polski trzeba wypruwać flaki
- W zespole Sochaux zagrał kandydat do gry w reprezentacji Polski - obrońca Damien Perquis. Był trudnym rywalem?
- Pierwszą połowę grałem na prawej pomocy, więc nie miałem z nim styczności. Potem trener przeniósł mnie do ataku i miałem okazję rywalizować z Perquisem. I co? I strzeliłem gola (śmiech). Ale to nie była wina Damiena, tylko jego kolegi. Perquis na pewno wzmocni rywalizację w kadrze. To silny, dobrze grający głową zawodnik. Trochę rozmawiałem z nim po meczu. Zapytałem, kiedy dostanie polskie obywatelstwo. Odparł, że z niecierpliwością czeka, aż będzie mógł zagrać w naszej reprezentacji.
- Na zgrupowanie przyjechałeś z kontuzją łydki. Coś poważnego?
- W meczu z Sochaux dostałem w łydkę i poczułem ból. Przechodzę zabiegi i mam nadzieję, że na mecz będę już w stu procentach zdrowy. Ciągle dostaję telefony z klubu. Pytają co ze mną. Każdy mój uraz budzi przerażenie w Auxerre, bo wszyscy tam na mnie bardzo liczą.