Reprezentacja Polski w ostatnich latach musiała radzić sobie z częstymi zmianami trenerów. Za Paulo Sousy reprezentacja Polski notowała wpadki, ale starała się grać ofensywnie i potrafiła postawić się mocniejszym rywalom takim jak Anglia czy Hiszpania. Pod wodzą Czesława Michniewicza zespół grał niezwykle defensywnie, ale trudno odmówić mu było skuteczności w osiąganiu celów (wygrany baraż o mundial ze Szwecją, utrzymanie w dywizji A Ligi Narodów, wyjście z grupy na MŚ w Katarze). Za Fernando Santosa obejrzeliśmy pięć spotkań (cztery w eliminacjach i jedno towarzyskie), ale wciąż trudno stwierdzić, jakim stylem ma grać jego zespół, a i wpadek nie brakuje. Dlatego też mecz w Tiranie może wiele znaczyć dla samego selekcjonera, co podkreślają albańskie media.
Fernando Santos gra o swoją posadę? Albańczycy przekonani
Dziennikarze „Sport Express” zwrócili uwagę na zachowanie Fernando Santosa już na konferencji prasowej przed meczem. I faktycznie, Portugalczyk wyglądał, jakby każda sekunda spędzona na tamtej sali była dla niego męczarnią. – Rzadko się zdarza, by widzieć tego trenera w takiej formie. Język jego ciała jest jasny. (…) Wykonuje dziwne gesty. Łapał się za głowę, zamykał oczy, pytał rzecznika prasowego, kiedy skończy się konferencja prasowa – piszą w Albanii i przekonują, że ich drużyna może w niedzielę zwolnić Santosa – Albania ma obowiązek zadać ostatni cios i zwolnić Santosa – czytamy.
Zdaniem „Sport Express” Santos znalazł się w takim stanie po bardzo słabym meczu z Wyspami Owczymi. – Zapomniał, gdzie jest i wytarł nos koszulką, co jest nie tylko nieetyczne, ale przede wszystkim był w koszulce reprezentacji Polski. Santos ma za sobą nieprzespane noce i dałby wszystko, żeby nie być dziś trenerem Polski – oceniają albańczycy – Albania może odesłać go do domu. Jeśli nie wygramy z Polską, to już nigdy ich nie pokonamy – dodano. Jest to oczywiste nawiązanie do tego, że na przestrzeni ostatnich dwóch lat trzy razy mierzyliśmy się z Albanią i choć zawsze były to trudne mecze, to Biało-Czerwoni wszystkie wygrali (4:1, 1:0 i 1:0).