„Super Express”: - Wszyscy wiedzą doskonale, że pan jest wielkim fanem czytania książek. Gdyby mecz Walia - Polska był książką, to kto by był jej autorem pana zdaniem i jaki byłby tytuł tej książki?
Michał Probierz: - „Charakter drużyny”, to byłby dobry tytuł. A bardzo dobrą jej puentą, byłaby interakcja z kibicami, bo trzeba przyznać, że ta scena , kiedy wszyscy piłkarze śpiewali hymn z kibicami, naprawdę było niesamowite. Aż teraz gęsią skórką mam, jak sobie przypomnę, jak to pięknie wyglądało.
- Prowadził pan przez lata różne zespoły w setkach meczów. Czy przeżył pan kiedyś takie emocje, jak podczas meczu z Walią?
- Zawsze przeżywam emocje, bo to jest normalne. Każdy trener chce wygrać każdy mecz. Ja akurat spokojnie podchodziłem bardzo do tego meczu i widziałem, że jesteśmy dobrze przygotowani. Widziałem już po samej rozgrzewce, jak zawodnicy reagują. Muszę powiedzieć, że widzę, iż to świetna grupa, która bardzo chce i często były krzywdzące te opinie o tym, że oni nie chcieli. Oni bardzo chcieli i tym bardziej się cieszę, że kibice docenili to, bo widzę, jak zadowoleni byli po tym spotkaniu. Poza tym rzadko się spotyka, że przychodzi prezes federacji przeciwnika i gratuluje. Walijczycy mówili, że Polska to jeden z lepszych zespołów, które w ostatnim czasie u siebie widzieli.
- Mówi pan o tym, że były sugestie, być może krzywdzące, że oni kiedyś nie chcieli. Natomiast mam takie wrażenie, że gdyby drużyna z meczu z Walią zagrała z Mołdawią czy też z Albanią, to w ogóle nie trzeba było się męczyć w tych barażach.
- Słowo „gdyby” to ja zawsze mówię w golfie (śmiech). Tam to moje ulubione słowo. „Gdyby piłka wpadła, gdybym zagrał lepiej”. Po meczu eksperci są od oceniania, a my w trakcie meczu od tego, żeby zmieniać i ewentualnie coś poprawić. Trzeba przyznać, że jeśli rzeczywiście wykorzystalibyśmy sytuacje z Mołdawią, wtedy w mecz Czechami byłby zupełnie inny. Ale kto wie, może zespół rodzony w bólach i taki właśnie awans zaprocentuje tym, że ta drużyna urośnie.
- Piłkarze w szatni po meczu śpiewali między innymi „Probierz on fire”. Czy czuje pan się w pewnym sensie ojcem tego awansu, czy też wszystkie zasługi pan oddaje drużynie?
- Drużynie, bo ona jest kluczem tego wszystkiego. My trenerzy jesteśmy od tego, żeby im nie przeszkadzać. Największy jednak hołd to mogę oddać sztabowi medycznemu, który postawił na nogi kilku piłkarzy. Postawienie na nogi Przemka Frankowskiego rzeczywiście graniczyło z cudem.
- Chciałbym jeszcze wrócić na chwilkę do tego meczu z Walią, który był niesamowitą dawką energetyczną. Ciekawi mnie, co się panu w tym meczu podobało i czy były też rzeczy, które się panu nie podobały?
- Nie ma co ukrywać, że to nie oddanie strzału to był kłopot, bo jednak trzeba zdecydowanie więcej oddawać tych uderzeń i próbować. Ale stworzyliśmy kilka naprawdę dobrych sytuacji i tej kropki takiej nad i nam zabrakło. Oddaliśmy pięć najcenniejszych strzałów w konkursie jedenastek i na samym końcu to jest najważniejsze. A z czego byłem zadowolony? Na pewno z tego, że podchodziliśmy wysoko do pressingu, że staraliśmy się piłkę odebrać wysoko, zmuszaliśmy przeciwnika do grania długim podaniem i musieli bardzo często te piłki wybijać. Bartek Slisz odegrał kluczową rolę, bo zagrał bardzo dobre spotkanie .Może nie rzucał się w oczy, był oceniany nisko przez ekspertów, ale on zrobił fenomenalną robotę dla tej drużyny.
- Mówił pan w szatni do piłkarzy po meczu, że ten awans nie jest tylko tych, którzy grali, ale również tych, którzy w ogóle na zgrupowanie nie przyjechali. Natomiast na pewno jest tak, że ci, którzy nie zagrali, są źli również na trenera, że ich nie wystawił. Jak pan sobie z tym radzi?
- No to prawda, ale to źli mogą być i to jest, to jest normalne, trudno, żeby nie byli. Jeżeli nie grają, mogą być też rozczarowani, ale muszą szanować decyzję trenera.
- Kamila Grosickiego zabrakło nie tylko z Walią, ale też z Estonią. Jak patrzyłem sobie na komentarze kibiców, to było wiele głosów, że „Grosik” powinien wejść na podmęczonego rywala. Dlaczego pan na niego nie postawił?
- Nie da się postawić na wszystkich. Jakby każdy napisał swój skład, to wszyscy mieliby inny. Ja akurat w Kamila bardzo wierzę, ale zmieniliśmy ustawienie i mieliśmy wkomponowanego go pod kątem tego, że w pierwszym meczu możemy zmienić ustawienie. Ale przydarzyły się dwie kontuzje, Przemka Frankowskiego i Matty’ego Casha, zmieniły nam trochę sytuację. Zatem w tym spotkaniu akurat nie wszedł, bo względów taktycznych nie zmieniliśmy ustawienia.
- Jakub Moder nie jest jeszcze gotowy na grę w pierwszym składzie? Zabrakło go w składzie na Walię.
- Rozmawiałem z Kubą, na pewno mógł się czuć rozczarowany, to jest normalne. Rozumiem go, ale akurat względy taktyczne zdecydowały.
- Czy jest pan zwolennikiem skoszarowania piłkarzy i zablokowania jakiegokolwiek dostępu świata zewnętrznego do piłkarzy, żeby skoncentrowali się tylko na Euro? Czy też rodziny piłkarzy będą bardzo blisko od tego zgrupowania?
- Nie można się zamykać, ale nie można też zrobić domu otwartego. Musi to wszystko być wypośrodkowane. Są też różne sytuacje pomiędzy piłkarzami a kibicami. Ostatnio pojawiło się w mediach, że Robert Lewandowski gdzieś komuś się nie podpisał. Od razu to było w mediach, jak się zachował. Ale jak później chodził i podpisywał, to już tego do mediów nikt nie puścił. Jesteśmy otwarci na wiele rzeczy, ale to też później się przeradza czasami w drugą stronę.
- Mieliśmy w przeszłości teoretycznie łatwe losowania, a potem okazywało się różnie w turniejach. Dziś mamy trudne losowanie, więc może bez wielkiej presji będzie sukces?
- Przed Euro wszyscy mówili, że już awansowaliśmy, a tak łatwo nie było. Chcemy się dobrze przygotować, to najważniejsze.
- Był taki obrazek w meczu z Walią w momencie, kiedy Wojciech Szczęsny obronił tego decydującego karnego, Robert Lewandowski się odwrócił i w jego oczach było widać taką chłopięcą radość. Ma pan trochę takie wrażenie, że obudził się na nowo ogień w Robercie Lewandowskim do gry w reprezentacji Polski?
- Robert pokazał klasę. Bardzo dobrze wpłynął na drużynę, każdy z zawodników wspiera go i on wspiera ich i to, by ta reprezentacja działała.
- Każdy selekcjoner ma swoje odkrycia. Pana odkryciem w reprezentacji Polski jest Jakub Piotrowski. Za co najbardziej ceni pan Kubę?
- Kiedy zostałem selekcjonerem, szukaliśmy piłkarzy nieoczywistych i akurat bardzo mi się podobał, kiedy go obserwowałem. Zadebiutował z Wyspami Owczymi, a później, drugim meczu z Mołdawią nie wszedł w ogóle, dziś z perspektywy czasu żałuję, że wtedy go nie wpuściłem Jeździłem na jeszcze europejskie puchary, oglądałem go i dało mi dużo do myślenia, że zawodnik w tym wieku jest kapitanem w Ludogorcu. Wiedziałem, coś w nim musi być, że ma jakieś cechy wiodące. Często się śmiałem jak słuchałem komentarzy o tym, że gra w lidze bułgarskiej. Ale on też w Ludogorcu gra w europejskich pucharach. Widziałem jaki ma potencjał i uważam, że może być naprawdę pomocnikiem na lata w tej kadrze.
- Kuba ma młotek w nodze. Mam wrażenie, że brakowało kogoś takiego, z takim mocnym uderzeniem, bo tych goli z dystansu w naszej drużynie narodowej w ostatnim czasie to nie było zbyt dużo.
- Takich zawodników to my mamy kilku, bo Karol Świderski, Kuba Moder, Kuba Piotrowski i Piotr Zieliński mają fenomenalne uderzenie i to kwestia tylko wykorzystania. Zdecydowanie musimy więcej uderzać i to na to od zawodników uczulamy.
- Z piłkarzy, których pan monitoruje, który który jest taką największą perełką?
- Z zawodników, których nawet ja sam prowadziłem, to jest Kacper Kozłowski, który rzeczywiście ma ogromny talent. Na niego na pewno zwrócimy uwagę, ale też na wielu innych zawodników. Potrzebujemy piłkarzy kreatywnych.
- Mówił pan, że był taki problem, kiedy pan przejmował drużynę narodową, że wielu piłkarzy nie grało w klubach. Dziś większa liczba piłkarzy gra, natomiast mamy taki paradoks, że nie gra w klubie Nicola Zalewski, ale jak przyjechał na reprezentację, to po nim w ogóle tego nie widać.
- Nikola pokazał się z bardzo dobrej strony. Mam nadzieję, że trener teraz zobaczy to w klubie i będzie częściej grał.
- A jak pan odbiera krytykę, która spada na Jana Bednarka?
- No akurat uważam, że niesłuszna w dużej mierze, bo w meczu z Estonią, to nie on był winowajcą tej bramki. Na pewno krytyka jest OK, może być zawsze, ale chamstwa nie można tolerować.
- Nie jest tajemnicą, że gra pan w golfa. Skąd to się w ogóle wzięło?
- Pomysł na golfa powstał o 5 rano, kiedy z właścicielem pola golfowego siedziałem. Tak mnie to zaciekawiło i jest to bardzo fajna pasja, bo można dużo czasu spędzić na świeżym powietrzu, a przy okazji też pomyśleć trochę. Trzeba skupić się na jednym uderzeniu w danym momencie i to skupienie jest bardzo istotne. Bardzo dużo pomogło mi to, jeśli chodzi o samą odskocznię od piłki, bo nie da się cały czas pracować. Na drugi dzień po meczu z Estonią, pojechałem zagrać partię z kolegą, który ze Stanów przeleciał. Nie mówiłem o tym, bo potem odbiór jest różny, ale po prostu czasami odskocznia jest potrzebna.
- Na którego golfistę zwraca pan największą uwagę? Chce pan być jak Tiger Woods?
- Tiger Woods to nie, to się nie da (śmiech). Dzisiaj Rory McIllroy jest takim numerem jeden. Jest też świetny Polak Adrian Meronk, mam nadzieję, że kiedyś uda nam się wspólnie zagrać. A najlepszymi, z którym grałem, to są Jurek Dudek i Mariusz Czerkawski. Serdecznie ich pozdrawiam i też dziękuję za SMS-y, które przysyłali. To jest ta golfowa brać. Jak zacząłem grać w golfa, to akurat byłem bezrobotny, nikt nie wiedział, że jestem trenerem.
- W golfie najważniejszy jest handicap. Jaki pan ma?
- Na razie mam 28. Od 56 się zaczyna, to znaczy, że jestem w połowie drogi. Na razie już zaczynam, ale mam nadzieję, że będzie lepiej.
- Często dostaje pan pytanie o „walnięcie whisky”, ale ja zapytam o jedzenie. Czy jest taka potrawa, którą zawsze pan musi zjeść po powrocie ze zgrupowania?
- No to u mamy, rosół i kluski śląskie. Cieszę się już, że w święta będę miał okazję zjeść, a przy okazji obejrzeć mecze Piast- Śląsk i Górnik – Legia.
- Mamy trenerze piłkę nożną, mamy golfa, czy jakieś inne sporty pan lubi?
- Bardzo lubię tenis, ale akurat oglądać to nie mam za dużo czasu. Wszystkiego się nie da. Na pewno jest jeszcze padel. Grałem tylko kilka razy. Poza tym z piłkarzami grywam w dziadka, ale po operacjach na dużym boisku już grać nie mogę. Nie ukrywam, że lubię sobie pobiegać czasami i pójść na dłuższy spacer.
- Jako selekcjoner ma pan trochę czasu na czytanie książek, czy tylko czytanie gry?
- To jest kwestia odpowiedniego uporządkowania bo ja akurat bardzo lubię wcześnie wstawać, późno chodzę spać, ale zawsze w ciągu dnia gdzieś drzemkę zrobię. Nawet na 10 minut, to pomaga. Najłatwiej mi się pracuje rano, kiedy nikt nie przeszkadza, nikt nie dzwoni. No, chyba że kolega ze Stanów, bo jest różnica czasu. Jest wiele książek, które polecam. Teraz dostałem od tłumacza książkę o Zen.
- Jak będzie na Euro?
- Byłem niedawno na gali w Stanach to tam było 200 osób prawie to odpowiedziałem na to pytanie z dwieście razy. Odpowiadałem, że będzie dobrze, bo awansujemy. No i awansowaliśmy. Także na mistrzostwach Europy też będzie dobrze.
Rozmawiał Przemysław Ofiara
Listen on Spreaker.