„Super Express”: - Jest pan optymistą przed mundialem?
Paweł Janas: - Mamy bardzo trudnych rywali, bo przecież piłkarze z Senegalu grają w dobrych zespołach. Ale my też nie możemy narzekać. Przede wszystkim piłkarze raczej grają w klubach, z czym za moich czasów był duży problem. OK, Kuba Błaszczykowski i Arek Milik są dopiero wprowadzani po kontuzjach, ale myślę, że wrócą do formy na mundial.
- A z czym kadra ma problem?
- Boję się o naszą defensywę. Mam nadzieję, że wszystko się wyprostuje. Nie mamy typowo lewego obrońcy. Jest Maciej Rybus, ale dla mnie to bardziej skrzydłowy. Bartek Bereszyński też jest raczej prawym obrońcą. Mam nadzieję, że Kamil Glik wróci do świeżości. Nawet Robertem Lewandowskim trenerzy Bayernu żonglowali, a Kamil grał cały czas. Dodatkowo zmagał się w Monaco z takimi upałami, jakie teraz mamy w Arłamowie. Pamiętam to doskonale z czasów, jak sam grałem we Francji.
- Miał pan w Niemczech egzotycznych rywali: Ekwador i Kostarykę. Czym oni mogą nas zaskoczyć?
- Pół roku przed mistrzostwami wygraliśmy z Ekwadorem 3:0, a na mundialu dostaliśmy „dwójkę”. Już nie chcę narzekać na premiera Marcinkiewicza, który mi wszedł przed meczem do szatni. Przez to nawet słowa nie powiedziałem do piłkarzy, jak wychodzili na mecz. Ani zmobilizować, ani coś do nich krzyknąć. Wokół tłum ochroniarzy, zamieszanie. Śmichy-chichy, ochroniarze oglądali buty piłkarzy, ochraniacze. Co innego po meczu z Niemcami. Przyszedł prezydent Lech Kaczyński z żoną. Elegancko, bez ochroniarzy, podziękował za walkę, choć przegraliśmy wtedy 0:1.
- Z dużym bólem wspomina pan te mistrzostwa?
- Oczywiście. Pierwszy przykład – Ekwador. Wiedzieliśmy jak grają, przecież 10 bramek wcześniej strzelili w taki sam sposób, jak nam. Było ustalone kto kogo kryje, a i tak nas zaskoczyli. Potem chcieliśmy wyrównać, ruszyliśmy do przodu i dostaliśmy drugą bramkę. Po meczu. I w zasadzie po mistrzostwach, bo drugi mecz był z Niemcami, z którymi zawsze jest bardzo ciężko.
- Selekcjoner Nawałka ma większy wybór od pana jeśli chodzi o piłkarzy?
- Przede wszystkim ma większy sztab, który dokładniej monitoruje piłkarzy. Za moich czasów tylko ja byłem na etacie w PZPN, a reszta dostawała pieniądze tylko za pracę na zgrupowaniach. Byli Maciek Skorża, Jacek Kazimierski, Zbyszek Jastrzębski od przygotowania fizycznego, dwóch masażystów, doktor i kierownik. Tyle. Poza tym były oszczędności. Jak wybieraliśmy się na mecz, to proszono nas, żeby nie był to za długi wyjazd. Teraz jest inaczej. Adam ma duży sztab, a do dyspozycji nawet informatyków. Wreszcie idzie to do normalności.
- Do dziś wypomina się panu to, że nie zabrał pan na mundial Dudka, Kłosa i Frankowskiego. To była trudna decyzja?
- Wszyscy tak mówią. Ale proszę sobie przypomnieć jedną rzecz: po mnie do kadry przyszedł Leo Beenhakker. Czy ci piłkarze grali u niego? No nie! Czy więc się pomyliłem?
- Coś takiego może popsuć atmosferę w zespole?
- Gorzej by było gdybym ich na ławce posadził. A nie wziąłem w ogóle, więc szansę mieli inni.
- No ale nie zabrał pan na mundial zawodników, którzy wywalczyli awans.
- Rozmawiałem z piłkarzami w listopadzie, po awansie. Mówiłem, że wszystko będzie zależało od tego, czy będą grali.
- Myśli pan, że do dziś mają do pana żal?
- To już minęło. Mnie wszyscy pytają, czy trener Piechniczek mnie przeprasza, że mnie nie wziął na mundial do Meksyku w 1986 roku. Mimo to, że zostałem wtedy wybrany najlepszym obcokrajowcem ligi francuskiej. 32 lata minęło i ja mam to jeszcze rozpamiętywać?! Mam się na niego gniewać? Przecież z Piechniczkiem zdobyłem największy sukces w życiu, bo mam medal MŚ.