Powrównując grę naszej kadry z Euro 2012 i z czarnego piątku 22 marca, nie znajdziemy wielkiej różnicy. Zmieniły się niektóre nazwiska, ale jakościowo to wciąż jest ten sam poziom - poziom drużyny, która w Euro zagrała tylko dlatego, że była organizatorem turnieju i drużyny, która na tej właśnie imprezie zajęła ostatnie miejsce w najsłabszej grupie, nazywanej grupą śmiechu.
Fornalik szuka rozwiązań, ale coraz częściej wydaje się działać metodą Smudy. Metoda ta to oczywiście "na nos". "Franzowi" też wydawało się, że jest nieomylny. Teraz Fornalik wystawia jedenastkę w składzie, który nigdy wcześniej nie grał ze sobą i dziwi się, że coś nie zagrało.
Oczywiście mogło się zdarzyć, że z Ukrainą wygramy, a Fornalika wyniesionoby na ołtarze nad Wisłą szybciej niż Jana Pawła II. Szanse na to, byśmy w piątek zgarnęli trzy punkty przy takim składzie, koncentracji i możliwościach były jednak czysto iluzoryczne.
Na Euro 2012 nie było środka pola, nie ma go też teraz. Z niewyjaśnionych powodów piłkarze, którzy w klubach radzą sobie przyzwoicie, w kadrze borykają się z tremą wiążącą nogi.
We wtorek gramy z San Marino. Jeśli nie wygramy, w rodzinie Waldemara Fornalika Wielkanoc będzie smutna. Nadspodziewanie szybko nowy selekcjoner znalazł się pod ścianą. Bo jakolwiek dziwacznie to zabrzmi - Fornalik z kelnerami z San Marino gra o swoje być albo nie być w kadrze.
POLSKA - UKRAINA. A co jeśli przegramy też z San Marino?
2013-03-25
14:00
Nierealne? Dlaczego? Łomot od Ukraińców pokazał polskim piłkarzom miejsce w szeregu. I nie jest to drugi rząd, tylko raczej ostatnia - ośla - ławka.