Przebudziła się również Zofia Klepacka (22 l.), która ukończyła jeden z wyścigów na piątym miejscu.
Trudno nawe zrelacjonować co się dziś działo na wodzie. Maciej Grabowski żeglował z określonym założeniami, by nie wpakować się w kabałę na starcie. W pierwszym wyścigu tak właśnie było. W drugim zresztą także, lecz coś nie zagrało na halsówce i Maciej zameldował się na górnym znaku w ogonie. Przy tak słabych podmuchach, jakie dziś dominowały na olimpijskich akwenach, trudno jest przebić się z niekorzystnej strony. A więc, jeśli ktoś popełni błąd wybierając pierwszy hals, który według Kasi Szotyńskiej decyduje o pozycji wyjściowej, potem ciężko jest odrobić straty.
- Cieszę się, że w końcu zaczęliśmy. Czekanie na początek regat, nie będę ukrywał, jest mocno stresujące. Teraz jak już się zaczęło, będzie z górki. Miałem jeden dobry wyścig, w drugim było trochę słabiej, ale jestem dobrej myśli. Pływałem szybko i bez większych błędów taktycznych. Szkoda trochę tego drugiego wyścigu, ale nic straconego. Przed nami jeszcze tydzień regat, więc wiele może się wydarzyć - cieszył się Maciej Grabowski.
Również Katarzyna Szotyńska ma powody do zadowolenia. Świętowała dziś na wodzie swoje 28. urodziny. - Bardzo miły dzień. Zaczęło się od uroczystych życzeń przy śniadaniu. Koledzy z ekipy odśpiewali mi "Sto lat!". Na wodzie też kilka razy usłyszałam miłe słowa. Zaczęłam od dobrego piątego miejsca, w drugim wyścigu przypłynęłam dalej. Zawinił zwrot przez rufę, który wykonałam zaraz po górnym znaku. Popłynęłam w stronę, gdzie było więcej wiatru i początkowo wydawało się, że nie będzie źle. Potem jednak wiatr osłabł, a hals, na którym żeglowałam, okazał się niekorzystny, ze względu, na prąd uderzający w wolną burtę. Dziś po raz kolejny udowodniłam, że łatka "zawodniczki silnowiatrowej" powoli może zacząć się odpruwać. Potrafię też szybko i skutecznie żeglować przy słabych wiatrach - cieszyła się Kasia Szotyńska. - Nie myślałam o sprawieniu sobie żadnego szczególnego prezentu. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie: mam dziś urodziny! Akurat w dniu mojego debiutu olimpijskiego. Zrealizowało się moje największe marzenie!
Załamany do portu wrócił Przemysław Miarczyński. - W najgorszych snach nie przypuszczałem, że może być tak beznadziejnie. Nie wiem zupełnie co się dzieje! Nie popełniam żadnych kardynalnych błędów, a inni po prostu mnie wyprzedzają. Nachodzą mnie myśli, że to źle, iż zmieniono zasady kwalifikacji. Teraz jestem przekonany, że powinien tu być Piotrek Myszka albo Łukasz Grodzicki - rozgoryczenie Przemka sięga zenitu. Jednak w kolejnych zdaniach z przekonaniem stwierdził, że tak łatwo się nie podda. - Będę walczył do końca - deklaruje.
Z dobrej strony pokazała się Zosia Klepacka, która, choć zaczęłą dzień identycznie jak wczoraj, przypłynęła piąta. - Zmieniła przedłużkę i zupełnie inaczej zaczęła pracować góa żagla - informuje Waldemar Heflich, który komentował ten wyścig dla TVP.