Były członek reprezentacyjnego sztabu szkoleniowego za kadencji Jerzego Brzęczka, spędził w tym klubie dwa ostatnie lata. Miał nawet okazję poprowadzić drużynę samodzielnie w dwóch grach ligowych. Obie wygrał, ale szefowie Abha Club zdecydowali się w listopadzie ub. roku oddać stery Holendrowi Roelowi Coumansowi. Pod jego opieką zespół… z trudem uratował się przed spadkiem.
Polski trener w Abha Club wszystko wyjaśnił
- Nie chcę zagłębiać się w szczegóły, ale pewne rzeczy widać patrząc na tabelę – mówi nam Łajczak, który przez ostatnich kilka miesięcy pracował w klubowej akademii. - Abha była jednym z tych zespołów, które traciły najwięcej bramek w lidze. Widząc wzmocnienia najsilniejszych ekip, władze klubu doszły do wniosku, że Abha nie będzie w stanie skutecznie rywalizować, grając futbol bardzo ofensywny, jaki proponował trener Coumans. Nie przykładał on wielkiej wagi do detali w defensywie – wyjaśnia nasz rozmówca.
To właśnie po to arabski klub ściągnął Czesława Michniewicza
W tej sytuacji działacze postanowili poszukać trenera, który lepiej zbalansuje ofensywę i defensywę. - W tym kontekście Czesław Michniewicz jest dla nich jak garnitur skrojony na miarę. Wiemy, że budując zespół, zaczyna od obrony. I tego oczekuje zarząd – podkreśla Mateusz Łajczak. - Działacze postrzegają trenera Michniewicza jako wybitnego stratega, odpowiednio dobierającego taktykę zarówno do możliwości własnych zawodników, jak i potencjału konkretnego przeciwnika.
Nic dziwnego zatem, że przy takim podejściu włodarzy klubu, również i uposażenie jest na godnym poziomie. Inna rzecz, czy były selekcjoner podoła zadaniu. Zwłaszcza w kontekście uwarunkowań… kulturowych, o których mówił nam Łajczak.