- Znam swoje miejsce w reprezentacji. Jestem przede wszystkim zmiennikiem Krzysia Lijewskiego na prawym rozegraniu. Wchodzę na boisko, gdy on musi odpocząć. Staram się zrobić trochę szumu, pomóc drużynie - mówi "Super Expressowi" Michał.
Szyba śmieje się, że jest kuloodporny, że nic nie jest w stanie go złamać. Nawet niespodziewana porażka z Norwegami, która sprawiła, że na drodze Polaków do półfinału Euro pojawiły się wyboje. - Nie ma co płakać. Czasu nie cofniemy, błędów nie naprawimy - dodaje szczypiornista.
Zobacz: Josip Valcić. Człowiek, który wybił oko Karolowi Bieleckiemu: Modliłem się o powrót Karola [WYWIAD]
W drużynie Michaela Bieglera nie ma zawodnika, który nie lubiłby Szyby. Pochodzący z Lublina rozgrywający na pierwszy rzut oka wygląda jak duży misiek. Poza boiskiem porusza się jakby ospale, mówi niewiele. Koledzy z zespołu śmieją się, że Michał może pół dnia milczeć, by w odpowiednim momencie włączyć się do dyskusji i jednym zdaniem ją spuentować. Na boisku Szyba zmienia się jednak nie do poznania. Bez strachu potrafi wsadzić głowę tam, gdzie wielu innych nie włożyłoby ręki. Szarpie, przepycha się, rzuca z niemożliwych pozycji. Stąd pseudonim w kadrze - "Lopez", trochę szalony jeździec, który jednym nieprzewidywalnym zagraniem potrafi odwrócić losy spotkania.
Szyba w wolnych chwilach lubi czytać książki. Od dziecka jest wielkim fanem Chicago Bulls i Michaela Jordana. Przygodę ze sportem zaczynał od dyscypliny swojego idola, ale potem porzucił kosz dla ręcznej. Przez ostatnie dwa lata grał w słoweńskim RK Gorenje Velenje, by ostatnio na trzy lata związać się ze szwajcarskim Kadetten Schaffhausen.