Nastroje nad Sekwaną są minorowe. "Uratować nas może tylko cud. Teraz widać, ile warte były zapowiedzi trenera i piłkarzy, że nie braknie ambicji ani umiejętności" - pisze dziennik "L'Equipe".
W zasadzie nikt nie broni piłkarzy. "Niebieski koszmar" - podsumowuje "La Liberation", "Żałośni" - krótko, ale dosadnie kwituje "Le Parisien".
Również po drugiej stronie kanału La Manche nie brakuje złośliwości. "Daily Telegraph" cieszy się z wyniku, przypominając, że Francja to zespół, który najmniej ze wszystkich zasłużył na grę na mundialu. Po bezczelnym zagraniu ręką Henry'ego w barażowym meczu z Irlandią, trójkolorowi nie mają prawie żadnych kibiców poza swoim krajem.
Zupełnie inna atmosfera panuje po drugiej stronie oceanu. Meksykanie wpadli w ekstazę, wszyscy cieszą się zwłaszcza z tego, że gola strzelił Javier Hernandez (22 l.). W 1954 roku, na mundialu w Szwajcarii, bramkę zdobył jego dziadek, a na mundialu w 1986 roku grał też jego ojciec. - Nie rozmawiałem jeszcze z dziadkiem, ale zawsze był moim wielkim kibicem. Bramkę dedykuję jemu i całej rodzinie, dzięki której zaszedłem tak daleko - powiedział "El Chicharito". Bramka nowego nabytku Manchesteru United była golem numer pięćdziesiąt w historii występów Meksyku w finałach mistrzostw świata.