Niecodziennych zdarzeń w życiu Messiego nigdy nie brakowało. Jedno z najtrudniej wytłumaczalnych miało miejsce w grudniu 2010 roku, kiedy w ojczystej Argentynie przegrał wybory na najlepszego sportowca kraju z Lucianą Aymar hokeistką na trawie. On, który miał u stóp cały piłkarski świat, musiał uznać wyższość nieznanej szerszej publiczności przedstawicielki egzotycznej dyscypliny. Co zrobił? Wstał i pierwszy zaczął bić brawo. I to jest właśnie cały Messi. Genialny, ale bardzo skromny. Zresztą jako swoją wadę wymienia zawsze to samo - "nieśmiałość".
Syn robotnika i sprzątaczki
Piłkarski bóg, bo tak o nim mówią, narodził się 24 czerwca 1987 roku w Rosario, w prowincji Santa Fe w Argentynie. Jego ojciec, Jorge Horacio Messi, pracował w fabryce. Mama, Celia Maria Cutticcini, była sprzątaczką na pół etatu. Leo ma dwóch braci i siostrę. Na każdym kroku podkreśla, że rodzina jest dla niego najważniejsza. Drugą miłością jest futbol. Jako pierwsza na boisko zaprowadziła go... babcia Celia. Wśród rówieśników nie miał sobie równych, choć raz omal by przegrał. Tyle że nie z rywalem, ale... z drzwiami do łazienki. Mały Leo, będąc sam w domu, zatrzasnął się właśnie w łazience i to w momencie, gdy wybierał się na bardzo ważny mecz swojego zespołu. Jego drużyna przegrywała do przerwy 0:1, a zdeterminowany Messi wybił w końcu szybę, wsiadł na rower i zdążył na drugą połowę, w której strzelił trzy gole, zapewniając drużynie zwycięstwo.
- Niestety, gdy miałem osiem lat, pojawił się poważny problem. Przestałem rosnąć, co było ogromnym zagrożeniem dla mojej piłkarskiej kariery. A tak kochałem futbol, że byłem w stanie poświęcić i wycierpieć dla niego wiele. Każdego wieczora dostawałem zastrzyki w nogi. Uwierzcie mi, nie było to miłe, ale zacisnąłem zęby i nie skarżyłem się. Chciałem rosnąć, żeby dorosnąć do piłkarskiej kariery - wspomina najlepszy piłkarz świata, który w wieku 10 lat miał zaledwie 127 centymetrów wzrostu.
- Niestety, ta kuracja była bardzo droga i rodziców nie było stać na jej kontynuowanie. Chwytali się wszystkiego, aby mi pomóc, za co będę im dozgonnie wdzięczny. W końcu nadarzyła się okazja wyjazdu do Hiszpanii, gdzie tata dostał lepszą pracę. Wtedy postanowiliśmy zgłosić się do Barcelony.
Leczenie kosztowało 900 dolarów miesięcznie
Taka jest właśnie niesamowita prawda - najlepszy obecnie piłkarz globu, a zdaniem wielu największy w historii, nie został odnaleziony i kupiony za dziesiątki milionów euro. Do klubu zgłosił się sam. Chciał tylko dwóch rzeczy: finansowej pomocy na leczenie i możliwości treningów. Barcelona dała mu i to, i to, podejmując w ten sposób najlepszą decyzję w historii klubu. Messi miał wówczas 13 lat, ale już widać było, że drzemie w nim geniusz. Geniusz, który szybko się obudził. Koszty leczenia, przekraczające możliwości rodziców, dla Barcelony były śmiesznym wydatkiem. Hormony dla Messiego kosztowały 900 dolarów miesięcznie. A sam Messi o swoich kłopotach ze zdrowiem nie zapomniał. Dziś ma własną fundację, która pomaga argentyńskim dzieciom walczącym z różnymi dolegliwościami. Funduje im przelot, koszty leczenia i pobytu w Hiszpanii, a pomaga mu w tym firma Herbalife. Pierwszy kontrakt z Barceloną podpisał, co sam przyznaje na oficjalnej stronie, na... serwetce. To było 14 grudnia 2000 roku. Potem nastąpił błyskawiczny rozwój piłkarza, o którym nawet Diego Maradona mówi, że jest jego godnym następcą.
Bóg i dziesięciu apostołów
O tym, jakie jest uwielbienie dla Argentyńczyka, również wśród dziennikarzy, świadczy fragment tekstu z hiszpańskiego dziennika sportowego "Marca", największego tego typu w Europie. Tytuł "Bóg i dziesięciu apostołów" mógłby wskazywać, że to artykuł religijny - i w sumie tak jest. Bo w Hiszpanii piłka jest jak religia, a Messi ma miliony wyznawców. Tekst powstał po finale Champions League z Manchesterem United 3:1.
- Barcelona wygrała na Wembley finał Ligi Mistrzów z boską pomocą. Bóg zstąpił z nieba na murawę i stał się piłkarzem. Założył koszulkę Barcelony, włożył piłkarskie buty. Chociaż na pierwszy rzut oka nie wygląda na to, a jednak: Messi nie jest zwykłym śmiertelnikiem. Jest mały, drobniutki, ale tak naprawdę największy ze wszystkich. Na Wembley dał sobie radę z diabłami ("Czerwone Diabły" to przydomek finałowego rywala Barcy, Manchesteru United - przyp. PK), a jedyną jego bronią była piłka. To był Bóg, który miał wokół siebie dziesięciu apostołów z Barcelony - tak napisała opiniotwórcza "Marca", jeszcze bardziej przyczyniając się do rozwoju kultu Argentyńczyka.
leo w liczbach
3 - tyle razy z rzędu był najlepszym strzelcem Ligi Mistrzów UEFA, najbardziej elitarnych klubowych rozgrywek na świecie
169 - tyle centymetrów mierzy teraz Leo Messi
180 - tyle goli strzelił już dla Barcelony we wszystkich oficjalnych rozgrywkach
0,67 - taką średnią gola na mecz ma Messi
18 - tyle bramek strzelił do tej pory w reprezentacji Argentyny (w 60 meczach)
17 lat 114 dni - tyle miał, gdy rozegrał swój pierwszy oficjalny mecz w pierwszym zespole Barcelony