- Nie żałuję, bo znam mentalność piłkarzy i wiem, jakie złe efekty przynoszą zbyt szybko uzyskane duże pieniądze, sława i rozpoznawalność - mówi "Super Expressowi" Kszczot. - Kiedy zawodnik w wieku 16-18 lat martwi się tylko tym, jak wydać swoje pieniądze, wtedy kończy się przygoda ze sportem.
Utalentowany lekkoatleta pochodzi z Konstantynowa pod Łodzią. Od czterech lat mieszka właśnie w Łodzi i trenuje pod okiem Stanisława Jaszczaka. Jednocześnie studiuje zarządzanie inżynierskie na Politechnice Łódzkiej. I to w trybie stacjonarnym!
- Ciężko o wypoczynek - przyznaje biegacz. - Kiedy uczę się do sesji, śpię za krótko, by się w pełni zregenerować. Stale towarzyszy mi zmęczenie. I sądzę, że głównie to mnie różni od Afrykanów, którzy dominują w mojej konkurencji - twierdzi. - To kwestia tego, że oni trenują od rana do wieczora i niczym innym się nie zajmują. Jest taki żart, że można ich osłabić, dając im na stałe laptopa, konsolę do gier komputerowych i inne gadżety, które mają Europejczycy - uśmiecha się Adam.
W najbliższej wielkiej imprezie - lipcowych mistrzostwach Europy w Barcelonie - Kszczot z Afrykanami walczył nie będzie. Jego konkurentami mogą być natomiast rodacy: Marcin Lewandowski i Paweł Czapiewski.
- Sposób biegania "Czapiego", czyli zachowanie sił na sam finisz, jest bardzo rozsądny, sam staram się tak robić - nie ukrywa Kszczot. - Ale jestem też gotów biec szybko przez cały dystans, jeśli takie tempo narzucają rywale.
10 tys. dolarów za brązowy medal to najwyższa nagroda w jego karierze.
- To naprawdę dużo pieniędzy. Więcej mi nie trzeba. Przeznaczę je na inwestycje zabezpieczające moją przyszłość - deklaruje student zarządzania, który przekonuje, że poważnym kapitałem może okazać się również... jego trudne nazwisko. - Jest ono przekręcane w kraju i za granicą. Ale kiedyś, właśnie dzięki temu, że jest takie trudne, może być rozpoznawalne marketingowo - zaciera ręce.