- Dla bramkarza taki rywal jak Chińczycy to koszmar - ocenia Szmal. - Rozpoznanie rywala ma największe znaczenie. Przed każdym meczem staram się rozpracować przeciwników. Przyglądam się, jak który z nich rzuca. Jeden woli na siłę, drugi często próbuje technicznie, trzeci rzuca dołem, czwarty górą. Taka wiedza bardzo mi potem pomaga przy podejmowaniu decyzji na boisku - tłumaczy bramkarz biało-czerwonych, który tym razem nie mógł się solidnie przygotować. Nie tylko dlatego, że to kompletnie anonimowa drużyna, której nikt nie zna i której meczów niemal nikt nie widział.
Załatwią nas sędziowie?
- No bo jak tu się połapać, kto jak strzela, skoro oni wszyscy są do siebie tacy podobni? Przecież są niemal identyczni! - rozkłada ręce ze śmiechem Szmal.
Zresztą nikt w polskim zespole nie ucieszył się, że to właśnie z Chińczykami zagramy pierwszy mecz na igrzyskach.
- Po pierwsze, tego rywala znamy zdecydowanie najsłabiej. Po drugie, gospodarze przy pełnej hali, zwłaszcza na otwarcie olimpiady, zagrają na 120 procent. A po trzecie, sędziowanie. Wiadomo, że nawet w Europie często sędziuje się mecze trochę "po gospodarsku", a w Azji bywa z tym jeszcze gorzej - wylicza Szmal.
Bukmacherzy stawiają na Polaków
Polscy kibice nie wyobrażają sobie jednak innego wyniku niedzielnego meczu niż zwycięstwo wicemistrzów świata. Fachowcy również widzą zdecydowanego faworyta w podopiecznych Bogdana Wenty (47 l.). Bukmacherzy za sukces Polaków nie płacą niemal nic, za zwycięstwo Chińczyków - kwotę przywodzącą na myśl wygraną w totka.- Bo mimo tych wszystkich niesprzyjających okoliczności, o których mówiłem, to rzeczywiście my jesteśmy faworytami - potwierdza Szmal.
- Umiejętności mamy wyższe, a trener tak ustawił przygotowania, że z formą wszystko jest OK - uspokaja. - Atmosfera w zespole też jest dobra. Wiadomo, że czasem są jakieś małe nieporozumienia, ale chociaż jesteśmy piłkarzami ręcznymi, to do rękoczynów nie dochodzi - śmieje się polski bramkarz.