Pchnięcia na medal

2008-08-16 4:00

Polscy szpadziści wywalczyli w Pekinie srebrny medal.

Worek z medalami wreszcie się rozwiązał! Wszystko za sprawą naszych szpadzistów. W półfinale, po prawdziwym horrorze, pokonali Chińczyków 45:44 i srebro było już pewne. W finale ulegli znakomitym Francuzom 29:45, ale i tak są wielcy. Dzięki, chłopaki!

Przed finałem Polacy - Robert Andrzejuk (33 l.), Adam Wiercioch (28 l.), Tomasz Motyka (27 l.) i Radosław Zawrotniak (27 l.) - zapowiadali, że wiedzą jak pokonać utytułowanych Francuzów. Niestety, rywale szybko wybili im z głów nadzieje na sprawienie sensacji.

- Mieli przewagę wzrostu i zasięgu rąk. Przesądziły 3 pierwsze przegrane pojedynki. Potem musieliśmy ryzykować, atakować i oni to wykorzystali - analizował Zawrotniak, który znalazł się w centrum największej kontrowersji finału, gdy w przedostatniej walce zmierzył się z Jeromem Jeannetem. W końcówce Francuz padł na planszę, wił się z bólu, pokazując na nadgarstek. Gdy po przerwie sędzia dał sygnał do walki, przez minutę nic się nie działo. Część publiczności gwizdała, część - biła brawo Polakowi, sądząc, że walczy fair play, nie wykorzystując kontuzji rywala.

- To nie było żadne fair play - nie owija w bawełnę Zawrotniak. - Francuz symulował kontuzję nadgarstka. Chciał, żebym "odbił mu żelazo", wtedy poprosiłby lekarza i wymusił zmianę. O to mu chodziło. Przepisy są bowiem takie, że jeśli zawodnik chociaż raz nie wyjdzie na planszę, nie dostaje medalu. My dokonaliśmy zmiany i wszyscy mamy krążki. A oni cały czas uderzali z najmocniejszych dział i się sparzyli. Jeden z nich, najsłabszy, został bez medalu.

Dużo bardziej emocjonujący był półfinał z Chińczykami, który mniej odpornych na stres mógł przyprawić o ciężkie schorzenia. W ostatniej, decydującej walce zmierzyli się Motyka i Wang. Polak prowadził już 44:42, ale Chińczyk wyrównał na 44:44 i o wszystkim miało zadecydować jedno trafienie. Zadał je Motyka, choć kiedy rywal padł na ziemię, wszyscy zamarliśmy, bo sędzia długo wahał się, czy przyznać punkt. Wang protestował, rzucał się, krzyczał do arbitra. - Liczył na to, że jako zawodnik gospodarzy wymusi zmianę decyzji. Oni mają bardzo wysokie premie za złote medale, dlatego tak szalał - ocenia Motyka.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze