"Super Express": - Nie bał się pan zrobić liderem kadry Michała Kwiatkowskiego, który po dobrym początku sezonu miał kryzys formy?
Piotr Wadecki: - Nawet przez moment nie miałem wątpliwości, że Michał poradzi sobie w tej roli. Widziałem, jak jest skoncentrowany i zdeterminowany, żeby wygrać. Obserwowałem go na treningach. Widać było, że jest głodny sukcesu. O niego byłem spokojny. Bardziej bałem się, by na trasie nie wydarzyło się nic nieprzewidzianego. To jest aż 260 km, w trakcie których może dojść do awarii, kraks. Dlatego zrobiliśmy wszystko, by "Kwiatek" jechał bezpieczny, w otoczeniu kolegów, którzy dbali o to, żeby nie stracił zbyt wiele sił przed ostateczną rozgrywką.
"Dawaj Kwiato, dawaj!". Kulisy złotego medalu Michała Kwiatkowskiego [WIDEO]
- Co pan powiedział Kwiatkowskiemu przed startem?
- Miałem odprawę z całą drużyną i życzyłem chłopakom, by po wyścigu nie żałowali, że mogli coś zrobić lepiej i wycisnąć z siebie więcej, bo okazji do rehabilitacji nie będzie. Albo teraz, albo nigdy. Jedziemy na maksa. I albo potem pijemy szampana, albo wracamy do Polski przegrani. Kapelusze z głów przed chłopakami, że nie pękli. Wszyscy wykonali rewelacyjną robotę!
- Trudno było zapanować nad taką grupą gwiazd? Kwiatkowski, Przemysław Niemiec, Michał Gołaś, Maciej Paterski, Maciej Bodnar i nasza najzdolniejsza młodzież. Poza Rafałem Majką miał pan do dyspozycji najlepszych polskich kolarzy.
- To wspaniałe chłopaki. Nie było z nimi żadnych problemów. Jestem pełen uznania, jak zgodnie zaakceptowali, że muszą się pozbyć osobistych ambicji i jechać dla Michała. Wszyscy zapewnili, że zrobią wszystko, by dowieźć go do mistrzostwa. Nie gram w pokera, ale chyba zacznę (śmiech), bo dla mnie cała kadra to była talia asów, z których wygrał superas. Bohaterami są jednak wszyscy. Jestem dumny, że mogłem prowadzić tak wspaniałą drużynę.