Uczestnicy trasę przemierzają na paralotniach oraz pieszo. Dla urodzonego w Żywcu Farona, członka Polskiej Kadry Paralotniczej i mistrza kraju sprzed pięciu lat, to debiut w X-Alps.
- Treningi zacząłem we wrześniu. Zrzuciłem 12 kilogramów, chodziłem po górach. Po zimie z kolei zacząłem dokładać ciężarów do plecaka. Najpierw 5, potem 8 i na końcu 10 kilo. Z takim obciążeniem wbiegałem na szczyty - opowiada Faron.
Podczas zawodów ważna jest strategia. Pokonanie 100 kilometrów w Alpach na paralotni, to 6-7 godzin. Pieszo, ze sprzętem na plecach taki odcinek przemierza się 2-3 dni.
Przeczytaj koniecznie: Red Bull X-Fighters: Gladiatorzy na motorach
Znalezienie dobrego szczytu do lotu to połowa sukcesu. Potem trzeba się na niego wspiąć, biorąc pod uwagę zmienne warunki pogodowe, a także odpoczywać, śpiąc w śpiworze na twardej ziemi. Nic dziwnego, że na mecie X-Alps melduje się zaledwie połowa uczestników.
- Stawiam na możliwie najdłuższe loty i odpowiednie rozłożenie sił. Jeśli będą omijać mnie kontuzje, powinienem zdążyć poopalać się na plaży w Monako - dodaje z optymizmem Polak.