Wszystko działo się 24 marca po meczu Polonii z Ursusem (0:0). Kosiec, który jest podstawowym piłkarzem "Czarnych Koszul", doznał niegroźnego urazu łokcia i zszedł z boiska. Wbrew temu, co pisały inne media, wydarzenia na boisku nie miały wpływu na to, że piłkarz jest obecnie częściowo sparaliżowany. - Po powrocie do domu zorientowałem się, że zapomniałem czegoś z auta. Zbiegałem po schodach, potknąłem się i poleciałem głową do przodu. Straciłem przytomność, a gdy się ocknąłem, nie mogłem się ruszać - relacjonuje nam Kosiec.Po przewiezieniu do szpitala zrobiono mu tomografię, która jednak nie wykazała przyczyn paraliżu ciała. Dopiero rezonans pokazał, jak poważny to uraz. Diagnoza - dyskopatia i dwa wysunięte kręgi, które spowodowały naruszenie rdzenia kręgosłupa. Lekarz nie miał wątpliwości, że Kosiec musi przejść poważną operację, bo groziło mu kalectwo, a nawet śmierć.
- Operacja trwała 3 godziny i pamiętam, że śnił mi się nawet mój własny pogrzeb - opowiada nam piłkarz. - Przez pierwszy tydzień nie mogłem spać, bo tak bolało. Mam klaustrofobię i gdy założono mi kołnierz ortopedyczny, to się dusiłem. Nie mogłem się ruszyć, tylko bezczynnie patrzyłem się w sufit i wtedy pojawiały się różne myśli.
Klub i koledzy z drużyny nie zostawili go w potrzebie. - Dzwonią, odwiedzają i będę wobec nich czuł dług do końca życia. Każde takie spotkanie to dawka nadziei i bodziec do walki - mówi Kosiec, którego codzienna praca rehabilitacyjna przynosi efekty. Jeszcze dwa tydodnie temu nie mógł w ogóle poruszać lewą stroną ciała, a dziś już niemal prostuje obie ręce.
Pytany o szanse powrotu do piłki, wyraźnie się pobudza. - Ta myśl trzyma mnie, żebym nie zwariował! - zaznacza piłkarz. - Był u mnie klubowy ksiądz, przy którym modliłem się, bym nigdy nie trafił na wózek. Wiem, że rodzina wolałaby, żebym żył, ale nie chciałbym być dla nikogo ciężarem. Może to brzmi dziwnie, ale też wydawało mi się, że rozumiem osoby sparaliżowane. Gdy sam znalazłem się w takiej sytuacji, zdałem sobie sprawę, że nie rozumiałem ich nawet w 1 procencie - mówi Kosiec.