W 10-kilometrowym sprincie Sikora mocno zawiódł - zajął dopiero 29. miejsce, ale tłumaczył się fatalną pogodą. Zawodnicy z podobnymi jak on numerami startowymi w kluczowym momencie rywalizacji trafili na śnieżycę na trasie i strzelnicy.
- Decydowało nie przygotowanie, ale pogoda - skomentował pan Tomek, który podczas drugiego strzelania w ciężkich warunkach atmosferycznych zaliczył dwa pudła. Potem, przez wciąż sypiący gęsty śnieg, narty nie chciały go dobrze nieść. - Po pierwszym strzelaniu byłem szósty, bo padający wtedy deszcz mi bardzo nie przeszkadzał. Ale im bliżej było końca, narty zaczęły mi coraz bardziej przeszkadzać, zamiast pomagać - tłumaczył.
Zostań z nami: Śledź na bieżąco witrynę SE.pl/Vancouver-2010!
Dzisiaj Sikora ruszy na trasę jako 29. biatlonista, ze stratą 2 minut i 8 sekund do Francuza Vincenta Jaya. - Nie ma co ukrywać, że moje szanse na sukces w biegu pościgowym zmalały. Gdybym jechał przez cały sprint w takich samych warunkach, strata mogłaby być mniejsza - uważa Sikora, który wciąż chce walczyć, bo od jego dobrych miejsc w kolejnych startach zależy kwalifikacja do finałowej konkurencji olimpijskiej, biegu na 15 km ze startu wspólnego. Weźmie w nim udział jedynie 30 najlepszych biatlonistów igrzysk.
O co chodzi w biegu pościgowym na 12,5 km
Bierze w nim udział 60 czołowych zawodników biegu sprinterskiego (Tomasz Sikora był 29.). Startują w kolejności miejsc i z różnicami czasowymi uzyskanymi w sprincie. Biegnie się 5 okrążeń 2,5-kilometrowej pętli, a po drodze są 4 strzelania. Za każde pudło uczestnik musi przebiec dodatkową karną rundę długości 150 m. Bieg jest czytelny dla kibiców, bo pierwszy zawodnik dobiegający do mety wygrywa.
Sprawdź kalendarz igrzysk: Vancouver 2010: kiedy startują Polacy