Taką niesamowitą akcję zafundował kibicom Sławomir Szmal (31 l.) w końcówce meczu z Duńczykami. Szalona pogoń mistrzów Europy (do przerwy przegrywali już 8 bramkami, a zdołali dojść na 28:29) omal nie skończyła się wyrównaniem, ale to nasi zaliczyli kluczowe trafienia. Na koniec "Kasa" rzutem przez całe boisko przelobował duńskiego bramkarza Kaspera Hvidta.
- Nie pokazaliśmy do tej pory charakteru na tych mistrzostwach, czas to zmienić - tłumaczył Szmal, który także w kolejnym spotkaniu z Serbami był najjaśniejszą postacią drużyny i zdobył tytuł najlepszego gracza meczu. Wczoraj znowu bronił jak w transie - ze skutecznością aż 55 proc.
Nasi czuli respekt przed niedzielnym przeciwnikiem. - Serbowie postawili trudne warunki Niemcom (zremisowali - red.), a przecież mistrzowie świata nas niemal zdeklasowali - ostrzegał Marcin Lijewski. Niepotrzebnie się obawiał. - Polacy od początku spotkania z Serbami narzucili tempo, którego rywal nie wytrzymał.
W bramce szalał Szmal, obrona zamurowała linię szóstego metra, kontry biało-czerwonych były zabójcze. Po raz drugi w tych mistrzostwach Tomasz Tłuczyński trafił wszystkie oddane rzuty (11 na 11). Przewaga wicemistrzów świata rosła tak szybko, że przeciwnicy patrzyli na to wszystko z niedowierzaniem. W pewnym momencie drugiej połowy prowadziliśmy już 32:17.
Po kiepskiej pierwszej fazie imprezy mieliśmy nosy zwieszone na kwintę. Polacy z zerowym kontem startowali do walki o półfinał. Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że pozostały im jedynie matematyczne szanse. Tymczasem do szczęścia brakuje teraz jeszcze wygranej z Norwegią (wtorek o 20.15) i korzystnego układu rezultatów w innych spotkaniach naszej grupy.