MŚ: Polacy o krok od finału

2009-01-30 7:00

O jednym mówią Pele piłki ręcznej, drugi ma pseudonim Zdechły. O wyniku meczu Chorwacja - Polska może przesądzić rywalizacja środkowych rozgrywających. Kto dziś będzie górą - Ivano Balić (30 l.) czy Damian Wleklak (33 l.)?

O jednym mówią Pele piłki ręcznej, drugi ma pseudonim Zdechły. Ten pierwszy jest megagwiazdą, drugi pozostaje w cieniu nawet kolegów z kadry. Kto dziś będzie górą - Ivano Balić (30 l.) czy Damian Wleklak (33 l.)?

- Nigdy nie powiem, że jestem od niego lepszy, ale... nie powiem też, że jestem gorszy - tak o znakomitym rywalu mówi rozgrywający polskiej kadry. Dziś Wleklak i Balić staną oko w oko. Cała Chorwacja wierzy w swoją gwiazdę, a miliony kibiców w Polsce będą trzymać kciuki za "Zdechłego".

Balić jest wielki

- Ciężko mi się do niego porównywać, nie ma wątpliwości, że to wielki zawodnik - nie ukrywa Damian, który kompletnie nie zgadza się z opiniami, że jak na środkowego rozgrywającego Balić gra zbyt indywidualnie. - Może nie znam się na piłce ręcznej, ale uważam, że cała gra Chorwatów zależy głównie od tego, co on im wypracuje. Zgoda, często gra szalenie efektownie, ale to nigdy nie jest celem samym w sobie. U niego efektowne zagrania są zazwyczaj skuteczne - ocenia.

Balić to od lat absolutna światowa czołówka. Był już mistrzem świata i złotym medalistą olimpijskim. Dwukrotnie wybierano go na najlepszego piłkarza ręcznego roku, a tytułów MVP największych turniejów nie jest w stanie spamiętać nawet on sam. Przez lata grał w hiszpańskim Portland San Antonio. W tym roku wrócił do ojczyzny, jest liderem Croatii Zagrzeb. Mówi się, że do powrotu przekonał go kontrakt wart kilkaset tysięcy euro rocznie. Bo Balić wart jest każdych pieniędzy.

Przezwisko mi pasuje

Na tle takiej gwiazdy kariera Wleklaka wygląda skromnie. Z Polski wyjechał dopiero po trzydziestce. I to do nie najmocniejszej ligi austriackiej. W reprezentacji od lat pozostawał w cieniu Grzegorza Tkaczyka. Ale w Chorwacji to "Zdechły" jest naszym liderem. Powolutku, niczym Balić, pracuje na kolejne pseudonimy - "Szeryf", "Wódz", "Maszynista".

- E tam! Całe życie byłem "Zdechły" i to mi pasuje. Niech tak zostanie - kwituje z uśmiechem. Oryginalne przezwisko wzięło się stąd, że po paru minutach na boisku, a podobno także tuż po przebudzeniu, wygląda jak nieboszczyk. Na parkiecie energii nie brakuje mu jednak nigdy. Obiecuje, że tak samo będzie dzisiaj. I nie przeszkadzają mu ani bolące piszczele, przez które wczoraj nie trenował, ani chorwaccy kibice, którzy stawią się na meczu w sile 15 tysięcy.

- Z tego co wiem, to w Chorwacji jest tylko zagrożenie lawinowe. Zagrożenia, że mógłbym nie zagrać w półfinale, nie ma - bagatelizuje swoją kontuzję. - A kibice? Ja tam lubię grać przy pełnej hali, a nawet jeśli wszyscy są przeciwko nam, to też mam na to sposób. Myślę sobie: "No, "Zdechły", musisz być naprawdę dobry, skoro tylu ludzi przyszło cię oglądać" - śmieje się Wleklak.

Najnowsze