Przypomnijmy, afera w żeńskiej reprezentacji siatkarskiej wybuchła po bardzo udanym sezonie. Zawodniczki uznały, że czas działać i w specjalnie przygotowanym oświadczeniu pisały o brakach warsztatowych selekcjonera. Zdaniem podopiecznych Jacek Nawrocki popełniał błędy w taktyce oraz podczas czasów, gdy nie potrafił udzielić odpowiednich wskazówek. Co gorsza, później pojawiły się jeszcze wiadomości, jakoby jeden z członków sztabu szkoleniowego miał wyjątkowo bliskie stosunki z jedną z siatkarek. Pod specjalnie przygotowanym pismem podpisało się trzynaście reprezentantek Polski i skierowano je do władz Polskiego Związku Piłki Siatkowej. Te jednak nie zamierzały przyznać racji sportsmenkom. PZPS w odpowiedzi poparł w pełni selekcjonera Nawrockiego i nawet przedłużył z nim kontrakt aż do 2022 roku.
Sprawa jest tym bardziej paląca, że Jacek Nawrocki niedługo będzie musiał ogłosić listę powołanych na turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich w Tokio. W styczniu w Apeldoorn (Holandia) biało-czerwone zmierzą się z gospodyniami, Bułgarkami i Azerkami. W równoległej grupie walkę o awans toczyć będą Turczynki, Belgijki, Niemki i Chorwatki. Awans do turnieju olimpijskiego uzyska tylko jedna z ekip. Nawrocki, mając nóż na gardle, udał się do Włoch, by porozmawiać z kluczowymi zawodniczkami kadry. Jak podał portal onet.pl w dyskusji z selekcjonerem udział wzięły: Joanna Wołosz, Agnieszka Kąkolewska, Magdalena Stysiak, Malwina Smarzek-Godek oraz Zuzanna Górecka.
W poniedziałek Jacek Nawrocki ze sztabem wrócił do Polski, a PZPS wydał oświadczenie, w którym ocenił rozmowy jako "konstruktywne". "Trener, zawodniczki oraz przedstawiciele Związku ustalili, że szczegóły tych rozmów pozostaną wewnętrzną kwestią zainteresowanych i szkoleniowiec tego zobowiązania chce dochować" - napisano w poniedziałek w komunikacie. Dodano także, że Nawrocki toczy rozmowy z podopiecznymi, grającymi na co dzień w polskiej Lidze Siatkówki Kobiet.