To rekord, choć częstochowianie nie tylko dlatego pokonali 3:2 faworyzowaną Resovię. Jednak kilka atomowych serwów młodego reprezentanta Polski zrobiło olbrzymie wrażenie.
- Trafiło się kilka niezłych - bagatelizuje siatkarz akademików. - Poza tym w zagrywce chodzi nie o szybkość, ale o dokładność i skuteczność.
Mariusz to mój wzór
Nawet uważany za serwującego numer jeden polskiej siatkówki Mariusz Wlazły (25 l.) nie powstydziłby się takiego wyczynu. Sam w tym sezonie notował gorsze osiągnięcia, na poziomie 115 km/h. "Szamponowi" rośnie konkurent?
- Nie ukrywam, że wzorowałem się na Mariuszu - przyznaje Zbyszek. - Jego bomby były dla mnie inspiracją. Kiedy spotkaliśmy się na treningach kadry, wchodziłem na zagrywkę po nim. Gdy tak masakrował kolegów po przeciwnej stronie siatki, trochę głupio było mi zwalniać rękę i puszczać baloniki.
Bartman, który mimo młodego wieku ma już za sobą występy w lidze włoskiej i tureckiej, przypomina, że na początku kariery wcale nie był wybitnym serwującym.
- To był od młodości mój mankament, ale gdy jako nastolatek zobaczyłem serwis z wyskoku w telewizji, wiedziałem, że muszę robić to samo - opowiada Bartman. - Specjalnie zostawałem po treningach w Weronie, żeby szlifować serwis z trenerem Bagnolim. W Turcji też nad tym pracowałem. Teraz coraz bardziej się stabilizuję, chociaż serwuję trochę nietypowo: podrzucam piłkę lewą ręką, uderzam prawą.
Wszystko do poprawki
Nie popada w samozadowolenie.
- Czego się muszę uczyć? Wszystkiego - odpowiada bez namysłu. - Nie spotkałem jeszcze siatkarza idealnego. Czasami brakuje mi skuteczności i równej gry w ataku, mam za duże wahania. Ale jest jedna dobra wiadomość: mam 21 lat i czas pracuje na moją korzyść.