Gdy słyszymy: Słowenia, od razu odżywają niemiłe wspomnienia... To bowiem przeciwnik, który w mistrzostwach Europy wyjątkowo nie leży Biało-Czerwonym. W turniejach z lat 2015, 2017, 2019 i 2021 na różnych etapach stawał nam na drodze i pozbawiał szansy na korzystny wynik lub wręcz wyrzucał z imprezy. W dwóch ostatnich edycjach ME, za kadencji Vitala Heynena, polski zespół dwukrotnie uległ Słoweńcom właśnie w półfinale, najpierw w Lublanie, potem w Katowicach. W obu przypadkach Polacy skończyli na trzecim miejscu podium.
Nie obchodzi mnie to!
Grbić z miejsca ucina wszelkie pytania o „słoweńską klątwę”. Pewnie także dlatego, że za jego rządów w reprezentacji Polski wygraliśmy dwa z trzech spotkań z niewygodnym przeciwnikiem. Porażka przytrafiła się całkiem niedawno, w tegorocznym Memoriale Wagnera (0:3), ale nasza drużyna dopiero zakończyła wyczerpujące fizycznie zgrupowanie w Zakopanem i wszyscy mieli ciężkie nogi.
– Wciąż słyszę pytania o historię meczów Polaków ze Słowenią – śmieje się serbski trener. – Nie obchodzi mnie to! Ta statystyka z poprzednich czterech mistrzostw Europy nie ma dla mnie żadnej wartości. To będzie mecz Polska kontra Słowenia, nie Nikola Grbić kontra Gheorghe Cretu. Liczy się to, co jest tu i teraz, a to, co się zdarzyło parę lat temu, mnie nie interesuje. To jest dla mnie bez znaczenia – ucina.
Cztery wpadki ze Słoweńcami w ME
2015 – ekipa Stephane'a Antigi przegrywa w Sofii 2:3 w ćwierćfinale ME i odpada z turnieju
2017 – pod wodzą Ferdinando De Giorgiego Biało-Czerwoni zaliczają blamaż 0:3 w barażu o ćwierćfinał ME w Krakowie
2019 – słoweńscy kibice gotują naszym piekło na trybunach w Lublanie, a gracze gospodarzy zabierają nam nadzieję na złoto po półfinałowej wygranej 3:1
2021 – w przedostatnim meczu kadry pod wodza trenera Vitala Heynena połykamy gorzką pigułkę, znów 1:3 w półfinale ME, tym razem w katowickim Spodku