– Wiedzieliśmy, że przeciwnik zagra agresywną siatkówkę, że będzie ryzykował szczególnie w polu serwisowym, w pierwszym przegranym secie zaważyły błędy własne, których zrobiliśmy 11, a przegraliśmy tylko dwoma punktami, więc wnioski nasuwają się same – skomentował Śliwka tuż po meczu. – Potem gra była stabilniejsza. Oczywiście, że były trudne momenty, w trzecim secie było 36:34 dla nas, bardzo dużo emocji. Tym bardziej dumny jestem z drużyny, że wytrzymaliśmy to i zwyciężyliśmy w trzecim secie. Czasem decydują dwie piłki, trochę szczęścia, czasami rutyna, odpowiednia reakcja albo przygotowanie taktyczne w odpowiednim momencie da nam punkt. Wiele czynników się na to składa – uważa nasz przyjmujący.
Grbić przed ćwierćfinałem ME: Serbowie będą chcieli skopać mi tyłek. Trener rywali odpowiada
Polacy rozpędzają się w mistrzostwach Europy. Pierwsze pięć meczów grali ze słabymi przeciwnikami w grupie, potem było 3:1 z Belgią w 1/8 finału, teraz przyszła kolej na jeszcze mocniejszą Serbię. Za chwilę walka ze Słowenią, ale forma Biało-Czerwonych pozwala mieć nadzieję na naprawdę coś dużego.
– Gramy coraz lepiej na tle silniejszych przeciwników w fazie pucharowej – ocenia Śliwka. – Nasza gra wygląda dobrze, nie jest może równa i stabilna przez cały mecz, nad czym z pewnością postaramy się popracować. Najważniejsze jednak jest zwycięstwo. My od samego początku chcieliśmy zagrać agresywnie. I w pierwszym secie popełniliśmy parę błędów na serwisie, potem doszły błędy w przyjęciu i ataku. Nie zawsze wszystko zaczyna się tak jak byś tego chciał. Największą wartością drużyny jest to, by wrócić do swojej gry, mimo że się źle zaczęło i nie panikować. I to się nam udało – podkreśla.
Śliwka nie ukrywa, że w czasie meczu dochodziło od spięć pod siatką, gdy rywal protestował lub nie podobała mu się jakaś akcja bądź zachowanie Polaków. – To są charakterni ludzie, zależało im na wygranej, małe tarcia zawsze się pojawiają, każdy chce wpłynąć na decyzję sędziego. To normalne, że takie rzeczy się pojawiają, ale to nic poważnego i personalnego, ja starałem się chłopaków uspokajać po to, byśmy nie dostali głupiej kartki w końcówce. Te emocje są potrzebne, bo ci zawodnicy i ta drużyna potrafią grać na emocjach – wyjaśnia Śliwka.