Sytuacja miała miejsce pod koniec piątkowych pierwszych zajęć Biało-Czerwonych w hali Palaflorio w Bari. Piłka tak nieszczęśliwie i mocno uderzyła w palec Mateusza Poręby, środkowego reprezentacji Polski, że spowodowała uszkodzenie, polała się nawet krew z rozciętej skóry.
To oczywiście spory problem dla siatkarza, ale w pewnym sensie jednak mniejszy dla drużyny narodowej. Szczęście w nieszczęściu, że Mateusz Poręba był formalnie poza kadrą na ME, pełnił rolę 15. gracza na wypadek... kontuzji kogoś innego, pomagał w treningu. Niestety, sam musi opuścić zespół i wraca do kraju.
Grbić nie zamierza dowoływać nikogo w jego miejsce. – Nie miałoby to sensu na tym etapie, gdy do końca jest kilka meczów. Mozliwe jednak, że sięgnę po kogoś, kto pomoże w treningach po powrocie do Polski, przed kwalifikacjami olimpijskimi – skomentował trener, który przyznał, że takie rzeczy zwykle przytrafiają się w najgorszym możliwym momencie.
– To zawsze się dzieje na sam koniec treningu – pomstował Grbić, pogodzony z sytuacją, parę minut po tym, gdy Poręba doznał urazu. Koledzy z troską patrzyli na to, co się stało, a kapitan kadry Bartosz Kurek, widząc, że to poważna sprawa, troskliwie nawet przytulił kolegę, pocieszając go.
Nie do końca wiadomo, jaki dokładnie jest zakres urazu i w związku z tym jak długo potrwa przerwa środkowego. Z palca siatkarza polała się krew. – To mogło być rozcięcie, stąd krew, ale także mogło coś się stać z kością czy ścięgnem, wyjaśni to badanie rezonansowe – stwierdził Grbić.