Katarzyna Skowrońska-Dolata podbija Chiny - WYWIAD

2011-12-13 17:22

Życie na walizkach, trudna do wytrzymania kuchnia i... nieogrzewane hale - oto codzienność w chińskiej lidze siatkarek, w której w zespole Evergrande Kanton zadebiutowała Katarzyna Skowrońska-Dolata (28 l.). - Ale poza tym mam w klubie tak rewelacyjne warunki, jakich nikt nigdy wcześniej mi nie stworzył - cieszy się reprezentantka Polski.

Gwizdek24.pl: - Jak wyglądają rozgrywki ligowe w Chinach?

Katarzyna Skowrońska-Dolata: - Sezon trwa do 6 marca, gra się praktycznie co trzy dni, sporo jest wyjazdów. My zaczynamy od cyklu pięciu meczów w obcych halach. To 20 dni poza domem, więc ostatnio głównie przesiadam się z samolotów do autokarów i odwrotnie. Pierwszy mecz wygrałyśmy 3:0, niezły był początek, potem pojawiła się nerwówka, ale skończyło się pozytywnie.

- Podobno pani zmarzła...

- To nietypowa liga, bo nigdy nie wiadomo jak się... ubrać na mecz. W jednym mieście jest 20 stopni, w drugim pada śnieg. W wyjazdowym spotkaniach zdarzają się hale bez okien. Poważnie, to taka tutejsza specyfika. I naprawdę może tam być zimno. Po jednym z treningów myślałam, że mi popękają naczynka na dłoniach. Szkoda, że nie można grać w rękawiczkach. W klubie wiedzą o tych problemach doskonale i mamy nawet specjalne dodatkowe stroje. Na przykład dostałyśmy koszulki z długim rękawem, takie w starym stylu. Mamy też w komplecie dłuższe spodenki, więc czasami będziemy wyglądać zabójczo...

- Oprócz pani i Chinek w zespole są gwiazdy z Włoch i USA. Macie wygrać ligę?

- Przed sezonem miałyśmy oficjalną kolację ze sponsorem. To wielki deweloper, jeden z najbogatszych Chińczyków. Obiecał nam wielką wycieczkę po całych Chinach, jeśli zdobędziemy tytuł. Ale czy jesteśmy faworytkami? Na razie trudno mi coś na ten temat powiedzieć. Przed kolejnymi meczami trenerzy zaznaczają nam na kolorowo zespoły, na które trzeba uważać. Przed pierwszym w sezonie wyjazdem na pięć spotkań trzy nazwy w moim notatniku były podkreślone.

- Da się wytrwać na chińskiej diecie?

- Przyznam, że po miesiącu kuchnia chińska już mi trochę obrzydła. Wymyśliłam więc sobie, że będę kupować produkty w sklepie, a potem sama sobie upichcę w hotelach podczas wyjazdów. Mam dodatkową torbę, którą zabieram ze sobą na mecze poza Kantonem. Nie wiem co z tego wyniknie. Chyba schudnę (śmiech).

- To chyba jedynie drobne niedogodności?

- Klub stworzył mi rewelacyjne warunki, naprawdę nigdy wcześniej w karierze takich nie miałam. Zakwaterowano mnie na 31. piętrze wieżowca w zamkniętych osiedlu wybudowanym przez sponsora. Jedzie się tam mostem przez Rzekę Perłową. Są wszystkie wygody, basen, hala, siłownia.

- Udało się liznąć trochę języka chińskiego?

- Bardzo chciałabym poznać chociaż podstawowe zwroty, które mogą mi pomóc w kontaktach z chińskimi koleżankami z zespołu. Ale te wszystkie dziwne dźwięki są niemożliwe do wymówienia. Na razie porozumiewamy się na migi i jest kupa śmiechu.

- Jest pani w Chinach gwiazdą?

- Gdzie tam, najwyżej egzotyczną ciekawostką. Gwiazdą jest nasza trenerka Lang Ping, prawdziwa ikona chińskiego sportu. To na nią najdłużej czekamy w autokarze, bo ludzie nie dają jej spokojnie przejść. Jej podobizna jest nawet na wielu produktach w sklepach. Śmiejemy się, że można sobie kupić panią trener. Ale zdarza się, że kibice mnie rozpoznają, bo oglądali w telewizji mecze reprezentacji Polski z Chinami. Choć czasem mam wrażenie, że w niektórych miejscach ludzie są autentycznie zaskoczeni, bo pierwszy raz widzą kogoś z okrągłymi oczkami.

Najnowsze