Biało-czerwoni rozpoczęli tegoroczną Ligę Światową od zwycięstw 3:0 i 3:2 nad Rosją, a debiut Bieńka okazał się sensacyjny. Mierzący 210 cm siatkarz, nieznany nie tylko rosyjskim gigantom, lecz także wielu polskim kibicom, grał bez kompleksów. W dwóch meczach zdobył 24 pkt i kompletnie nie było po nim widać debiutanckiej tremy. Bieniek, który jest także w składzie na Iran, zadomowił się w kadrze błyskawicznie.
- Chłopaki przyjęli mnie świetnie, w drużynie czuję się znakomicie. Nie czuć różnicy, że tu młokos, a tu mistrzowie świata. Dużo mi pomogli - opowiada nam. - Na trenera mówię "Stephane" i nie ma z tym problemu. To genialny szkoleniowiec, zwraca uwagę na najmniejsze szczegóły i bardzo dużo mi pomaga.
- Cenię graczy, którzy są silni mentalnie, nawet jeśli sporo mogą jeszcze poprawić - tłumaczy "SE" Antiga. - Nie jest łatwo wytrzymać oczekiwania wielkiej widowni na własnym parkiecie, i to w debiucie, przy stojących po drugiej stronie siatki mistrzach olimpijskich. A jeżeli ktoś nie jest w stanie grać dobrze pod presją, nie będzie mi w kadrze potrzebny. Mateusz ma wielki potencjał i może grać jeszcze lepiej - jest pewien francuski szkoleniowiec.
Zobacz: Chytrzy rycerze wyssali PZPS. Kolejny finansowy skandal w polskiej siatkówce
- Do nauczenia jest mnóstwo, choćby dlatego, że... nie lubię blokować - przyznaje młody środkowy bloku, który nie ukrywa, że zawodowym siatkarzem został głównie dzięki nauczycielowi WF w częstochowskim gimnazjum.
- To on miał na moją karierę decydujący wpływ. Gdy zaczął wysyłać do rodziców listy, że syn nie chce reprezentować szkoły, dostałem od nich zjebkę i potem już poszło - śmieje się Mateusz.
Zanim wybrał siatkówkę, uprawiał piłkę nożną i boks. - To dlatego będąc taki wysoki, nie jestem przysłowiowym drewnem - podkreśla.