„Super Express”: – Chyba nikt nie spodziewał się tak łatwej wygranej z Tajlandią.
Małgorzata Glinka: – Z własnego doświadczenia wiem, że gra przeciwko azjatyckim drużynom wymaga cierpliwości w ataku i nie wolno się zniechęcać po kilku nieudanych akcjach. By zdobyć punkt, trzeba się zwykle nieźle napracować. Tymczasem nasze dziewczyny podeszły do meczu tak, że od razu narzuciły warunki i same zagrały w obronie w stylu przeciwniczek. Kiedy patrzy się na kapitalny bilans bloków 16:1 na naszą korzyść, to ktoś może powiedzieć: ale to przecież były niskie rywalki. No tak, tylko warto pamiętać, że Tajki potrafią atakować technicznie. Tym razem jednak ich atuty zostały wyeliminowane i bardzo się cieszę, że ten mecz tak nam wyszedł.
– Na jaki wynik Biało-Czerwonych liczyła pani przed mundialem?
– Mówiłam sobie, że jeżeli Polska wejdzie do pierwszej ósemki, uznam to za dobrą robotę. A gdyby udało się nam wskoczyć do czwórki, to byłaby już bardzo duża niespodzianka. W polskiej kadrze praca zaczyna się w tym roku niejako od początku. Musimy w końcu komuś zaufać i mieć nadzieję, że poskłada to wszystko. To oczywiście musi potrwać. Poza tym niezmiennie uważam, że jeśli dziewczyny chcą rywalizować z czołówką światową, powinny wyjechać do zagranicznych klubów. Niektóre już występują w lepszych ligach i mają kontakt z silnym przeciwnikiem na co dzień, a nie tylko wtedy, kiedy trwa sezon reprezentacyjny.
– Na razie nie mamy prawa narzekać na rezultaty w mistrzostwach, ale czy to oznacza, że nastąpił jakiś przełom w kadrze?
– Nie chcę po dwóch wygranych meczach MŚ wpadać w euforię i stwierdzać definitywnie, że coś ruszyło. Utrzymujmy spokój, ja bym się nadmiernie nie emocjonowała i nie twierdziła z miejsca, że to światełko w tunelu. Tych światełek mieliśmy w poprzednich latach sporo, ale jakoś szybko gasły. Jesteśmy trochę zmęczeni długim oczekiwaniem na odbicie drużyny narodowej. Dwanaście lat minęło, od kiedy zajęłyśmy dziewiąte miejsce w ostatnim mundialu, w którym wzięła udział Polska. Życzę moim następczyniom, by postawiły krok dalej. Wiem, że niektórzy chcieliby zaledwie po kilku miesiącach pracy nowego trenera widzieć pasmo sukcesów. Spokojnie, poprzednik pracował sześć lat i nie było nic. To dopiero start reprezentacji w nowym wydaniu. Niech dziewczyny grają najlepiej jak potrafią, reszta przyjdzie z czasem.
Trener polskich siatkarek Stefano Lavarini o organizacji MŚ: To nienormalne
– Dziewczynom teraz będzie się grało lżej?
– Dwie wygrane na początku mistrzostw na pewno sprawiły, że spadło trochę presji. Wszyscy czekamy na lepsze dni i one odczuwają to ciśnienie, dodatkowo powiększone przez występowanie przed polską publicznością. Nasze siatkarki mają swoje ambicje i jeśli nawet nie celują w medale teraz, to przecież takie szanse stają przed nimi w wielu przyszłych imprezach i jestem przekonana, że doprowadzą do ich zrealizowania. Przed tym mundialem podejście do startu kadry było inne, trochę na zasadzie: oby tylko nie było żenady. I to nie wina dziewczyn, lecz tego wszystkiego, co działo się przez ostatnie lata. Zawodniczki mają trudną rolę do spełnienia i trzeba je wspierać. Związek też zrobił duży krok w tym kierunku, żeby coś zmienić. Czy coś drgnęło w polskiej siatkówce żeńskiej? Drgnie jak wejdziemy do pierwszej ósemki.
– Naszym siatkarkom brakowało do tej pory wiary w siebie?
– To nie jest tak, że zawodniczka w siebie nie wierzy i przez to powstają problemy. Musi mieć nad sobą przywódcę, który wskaże jej właściwy kierunek, zaszczepi tę wiarę i poukłada wszystko. I nie chodzi o to, czy on się nazywa Lavarini, czy inaczej. Wtedy siatkarka wie, po co znajduje się na boisku, że nie przebywa tu z przypadku i wie, co ma robić. To wszystko daje wiarę, z akcji na akcję: w pewnym momencie robię atak, który ćwiczyłam trzy miesiące albo obronę, nad którą pracowałam od wielu tygodni i mi to wszystko wychodzi. Tak buduje się zaufanie na linii zawodniczka – trener. W drużynie musi być jeden cel. Cieszę się, że po meczu pojawiły się wypowiedzi dziewczyn o znakomitej atmosferze, jakiej dawno w kadrze nie było. To naprawdę bardzo dużo, bo bez tego lepiej od razu spakować się i wracać do domu.