„Super Express”: – Kiedy z powodu urazów od początku tego sezonu jak muchy padali kolejni kadrowicze, był pan przerażony?
Nikola Grbić: – Powiedziałbym raczej, iż należało się tego spodziewać po pięciomiesięcznym cyklu reprezentacyjnym. Przecież zawodnicy niemal natychmiast po kadrze rozpoczęli rozgrywki ligowe. I można było mieć obawy, czy dla niektórych nie skończy się to kontuzją. I dodam, że nie dotyczy to wyłącznie reprezentacji Polski, we Włoszech też mają problemy. Pocieszam się tym, że wszyscy, którzy mają kłopoty zdrowotne teraz, wrócą przecież do grania. Czasu na przygotowania rekonwalescentom wystarczy. Właśnie teraz usłyszałem, że Kuba Kochanowski złamał palec. Przy tego typu urazie zwykle da się powrócić na parkiet w miesiąc. Wierzę, że to już koniec tego zalewu fatalnych przypadków i że już więcej nie będziemy musieli tego doświadczać.
– Może i lepiej, że to się dzieje teraz, a nie później.
– Oczywiście, nie chciałbym, by w ogóle to miało miejsce, ale skoro tak, no to faktycznie dobrze, że coś takiego przytrafiło się teraz, a nie tuż przed igrzyskami. Muszę jednak przyznać, że nigdy w życiu nie widziałem tylu dość poważnych kontuzji odniesionych w jednym sezonie.
– Kłania się morderczy sezon kadrowy?
– Wielu rzeczy nie da się przewidzieć. Nie mogliśmy wiedzieć, że w 2023 roku kontuzji doznają Kurek i Bieniek albo sezon wcześniej Huber i Leon. To się po prostu czasami zdarza. Ja do tego także muszę poniekąd przygotowywać swój zespół. To z tego powodu rozmaicie rozkładają się akcenty w drużynie. Jedni zaczynają w szóstce, ale reszta musi być gotowa na danie efektywnej zmiany. Czy też niektórzy grają w jednym turnieju, a na kolejny wybieram innych. Ja metodycznie staram się szykować siatkarzy na to, co ich czeka, a nie na zasadzie, że danego dnia nagle wszyscy na hura się zrywamy do walki. To długi proces wymagający zachowania koncentracji. Wiem, że to niełatwe.
– Kibiców może martwić, że długo nie wraca do gry w Perugii Wilfredo Leon. Z niepokojem śledzi pan jego sytuację zdrowotną?
– Na szczęście niebawem wróci. Trenuje codziennie, chociaż na razie jeszcze nie skacze. W ciągu tygodnia-dwóch ma zacząć pełne zajęcia siatkarskie.
Bartosz Kurek z żoną obżerają się po zmierzchu. Na suto zastawionym stole jest naprawdę grubo
– Przygotowania w olimpijskim sezonie będą się mocno różnić od tego, co pan robił poprzednio?
– Wiele rzeczy jest innych, choćby kluczowa sprawa, że mamy już kwalifikację na igrzyska. To pozwala zorganizować mi kadrę tak, że ci najbardziej obciążeni gracze dostaną więcej odpoczynku. Kluczowa impreza to turniej olimpijski, ale finały Ligi Narodów są całkiem blisko igrzysk. Nie możemy ich traktować jako nieistotnej imprezy. Może nie w tym sensie, że musimy wygrać za wszelką cenę. Chodzi mi to, że mając miesiąc do turnieju olimpijskiego, powinniśmy już grać na odpowiednim poziomie.
– To, że zagracie finałowy turniej Ligi Narodów w Łodzi, jest chyba optymalnym rozwiązaniem w kontekście przygotowań olimpijskich?
– Spytano nas, czy chcemy zorganizować finały. Zaakceptowaliśmy oczywiście takie rozwiązanie. Mogło się bowiem tak zdarzyć, że polecimy na te zawody na Filipiny. Wtedy dochodziłyby podróże, zmiana strefy czasowej. A granie w domu trzech, miejmy nadzieję, meczów z silnymi przeciwnikami to na pewno duża korzyść.
Jakub Kochanowski przekazał fatalne informacje! Fani są zaniepokojeni, zdjęcie odsłania najgorsze
– Co panu mówi data 6 sierpnia 2024?
– Tego dnia odbędzie się ćwierćfinał olimpijski w Paryżu.
– Niektórzy z przerażeniem patrzą na ten moment, pamiętając historię porażek siatkarzy na tym etapie igrzysk w ostatnich 20 latach. A jak pan do tego podchodzi?
– Teraz bardziej chodzi mi po głowie, jak poskładam zespół przed pierwszym meczem Ligi Narodów. A wracając do igrzysk, jest tak wiele rzeczy, jakie mogą się wydarzyć przed wspomnianą datą, że trudno teraz konkretnie mówić o czymś tak odległym. Chcę zwrócić uwagę na coś innego. W ubiegłym roku, gdy miałem w Nowym Dworze do dyspozycji wszystkich podopiecznych z listy, a do tego ludzi z federacji i cały sztab, oznajmiłem, że nie ma mowy, byśmy przygotowania do zdobycia złota olimpijskiego rozpoczynali dopiero w maju 2024 roku. Podkreślałem: jeśli chcecie być gotowi do igrzysk, musicie zacząć od razu, teraz, natychmiast. I w gruncie rzeczy już od ubiegłego roku staram się przygotować zawodników do tego najważniejszego dnia igrzysk. Droga jest długa i trudna. Jestem stuprocentowo pewny, że w ćwierćfinale trafimy na bardzo silnego rywala. Na kogokolwiek wpadniemy, bez względu na to, czy będzie to Francja, Włochy, czy Słowenia, spodziewam się ciężkiej przeprawy. Musimy być gotowi do grania na optymalnym poziomie i wierzę, że nas na to stać.
– Jaki element uznaje pan za najtrudniejszy w przygotowaniach do igrzysk?
– Znalezienie równowagi pomiędzy daniem graczom odpowiedniej dawki odpoczynku a uzyskaniem przez nich optymalnej formy. To, że muszą złapać oddech po sezonie ligowym jest oczywiste. Nazwę to „odłączeniem wtyczki”, kompletnym odcięciem się od siatkówki. Oni muszą mieć prawdziwy reset. Potem czeka nas doprowadzenie ich do najlepszej dyspozycji. Najważniejsze, by wszyscy byli zdrowi, bo wówczas z całą grupą można pracować na jednakowych obciążeniach.
– Kiedy odbierał pan nagrodę Trenera Roku, usłyszeliśmy w przemówieniu całkiem poprawną polszczyznę. Kiedy będzie pan w ten sposób porozumiewał się z siatkarzami?
– Przemowę na gali jednak trochę wcześniej przećwiczyłem… W kontaktach z graczami najważniejszą rzeczą dla mnie jest to, by dokładnie zrozumieli, co im staram się przekazać. Bo jeśli tylko pojawi się jakakolwiek niejasność, od razu to się odbije na grze, a na to nie mogę sobie pozwolić. Muszę często dać im ważne wskazówki w ciągu 30 sekund. Ma być szybko, jasno i precyzyjnie. Może poprawię jeszcze język polski do lata, ale bez względu na to sądzę, że teraz i tak rozumiemy się bardzo dobrze.