Skład kadry na IO 2024 ma wynosić – tak jak dotychczas – dwanaście nazwisk. Trzynasty reprezentant może być użyty jedynie jako tzw. dżoker medyczny, czyli w przypadku urazu jednego z graczy podstawowej dwunastki. Poprosiliśmy selekcjonera reprezentacji Polski siatkarzy Nikolę Grbicia o komentarz do ostatniej decyzji FIVB. – Ktoś mógłby powiedzieć, że lepsze to niż nic, ale nie rozumiem jednego: siatkówka to sport, w którym wiele lat temu doszło do zmiany liczebności drużyn na imprezy międzynarodowe z dwunastu na czternastu graczy – mówi „SE” Nikola Grbić. – A na igrzyska ciągle mamy możliwość zabrania jedynie dwunastki.
– Przez lata trenujemy z czternastoma, zmian dokonujemy według tej liczby, sztab jest dopasowany stosownie do tego, podróżujemy w czternastu siatkarzy, zespół jest ustawiany właśnie pod tylu reprezentantów. A na koniec okazuje się, że w olimpijskim turnieju możemy ciągle korzystać jedynie z dwunastu. Pozostaje mi mieć nadzieję, że na kolejne igrzyska olimpijskie dojdzie w końcu do tej zmiany i nigdy już nie wrócimy do obecnej reguły – podkreśla Grbić.
Skąd mam wiedzieć, kto dozna kontuzji?
W Paryżu nie będzie możliwości, by trener korzystał swobodnie przez całą imprezę z trzynastu podopiecznych. A jeśli zmieni zawodnika, to nie będzie mógł potem wrócić do pierwotnego zestawienia.
– Jeśli cokolwiek przytrafi się któremuś zawodnikowi, to owszem, mogę dokonać zmiany, z drugiej jednak strony, proszę mi wskazać, jak często dochodziło do kontuzji w trakcie igrzysk – pyta selekcjoner polskich siatkarzy. – No i niech ktoś mi powie, co mam zrobić, jeśli kontuzji dozna środkowy, a ja na trzynastego zawodnika wziąłem atakującego? – dodaje. – A zatem dodanie gracza do składu olimpijskiego w ten sposób nie rozwiązuje mi żadnego problemu.
Trzynasty siatkarz nominalnie ma mieszkać poza wioską – to jednak może rozwiązać PKOl, opłacając dodatkowe miejsce. Taki gracz ma prawo brać udział w treningach, ale nie w meczach.
ZAKSA w wielkich tarapatach. Kolejna porażka w Lidze Mistrzów, jej awans wisi na włosku
– Rozumiem, że sam udział w igrzyskach może być wart pojechania tam i przyjęcia takiej roli, ale mam sporo wątpliwości – stwierdza selekcjoner. – Ponadto, niby dostaję jedną osobę więcej do treningu, ale przy nieparzystej liczbie kadrowiczów rozgrzewkę z dodatkowym zawodnikiem musi prowadzić członek sztabu, a nie kolega z drużyny. W pewien sposób więc nowy przepis przysparza więcej problemów i bólu głowy niż daje realnych korzyści. Skoro miałbym skorzystać z zamiany medycznej, to lepszym wyjściem byłoby, gdyby mała grupka trenowała w Polsce, a ja w razie konieczności ściągnąłbym gracza na konkretną pozycję. Bo skąd mam z góry wiedzieć, na której będę miał kłopot na igrzyskach? W tym celu musiałbym mieć szklaną magiczną kulę, dzięki której mogę przewidzieć przyszłość. No, ale wtedy zostałbym mistrzem olimpijskim... – śmieje się Grbić.