Już zdobyliśmy dwa puchary na Starym Kontynencie, a na początku maja możemy dorzucić trzeci, najważniejszy skalp! Najpierw byli siatkarze Projektu Warszawa z Pucharem Challenge, potem Asseco Resovia zdobyła Puchar CEV, a w końcu drugi z rzędu awans do finału Ligi Mistrzów zaliczyli gracze Jastrzębskiego Węgla. Jeśli wygrają w majowym Superfinale, po raz pierwszy od 13 lat w męskiej klubowej Europie dominować będzie jedna nacja, zgarniając wszystkie możliwe trofea. Co na to szef związku?
Tyle zarobił Jastrzębski Węgiel za awans do finału Ligi Mistrzów. To już bardzo konkretne pieniądze!
„Super Express”: – Jesteśmy siatkarską potęgą?
Sebastian Świderski: – Chyba nie muszę odpowiadać, sprawa jest jasna. Wyniki o tym świadczą. Ktoś powie, że nie grają u nas wszyscy najlepsi zawodnicy, że wybierają raczej Włochy, czy Turcję, że nie ma Rosji w rywalizacji, ale to nie jest nasz problem. My robimy swoje, a polskie kluby udowadniają, że wiedzą jak sobie radzić w europejskich pucharach, mimo że są one kompletne nierentowne, a udział w nich nieopłacalny. A najważniejsze, że wygrywają trofea. Gdyby się udało ustrzelić potrójną koronę, byłoby super.
– Przed sezonem chyba prędzej można było się spodziewać powtórki z polskiego finału Ligi Mistrzów niż szansy na zgarnięcie wszystkich trzech trofeów?
– Nikt chyba nie mógł być aż takim optymistą. Choć oczywiście na przykład świetnie dysponowany w tym sezonie Projekt Warszawa miał prawo myśleć o sukcesie, występując w rozgrywkach z udziałem drużyn zdecydowanie poniżej poziomu polskiej ligi. Resovia mierzyła w Ligę Mistrzów, a kiedy się nie udało, pokazała siłę w Pucharze CEV. A jastrzębianie są na topie europejskim od lat, tu nie ma zaskoczenia. To wszystko pokazuje moc naszej ligi i siatkówki. Dodatkowo nasi zawodnicy mogą się świetnie ogrywać wśród najlepszych, potykać się z elitą po drugiej stronie siatki. To bardzo ważne również w kontekście reprezentacji Polski.
– Skoro już zahaczamy wątki kadrowe, to chyba na wszystkich musi robić kolosalne wrażenie gra środkowego Jastrzębskiego Węgla Norberta Hubera, który wskoczył w tym sezonie na niebotyczny poziom. Jest pan zaskoczony?
– Dla mnie głównym i wielkim zaskoczeniem jest jego postawa w bloku. Bo z tym miał problem w pewnym okresie. Przez ostatnie lata zrobił kolosalny postęp we wszystkich elementach, ale w tym chyba największy. Przede wszystkim jest głodny gry, miał ciężką kontuzję i, z tej perspektywy patrząc, od kiedy wrócił po urazie, siatkówka go bawi, sprawia mu wielką radość. Potrafi przejąć rolę lidera w końcówkach setów, idąc na zagrywkę i robiąc różnicę. A blok, w którym tak wystrzelił, jest elementem bardzo technicznym. To jest też kwestia wyczucia pracy rąk w powietrzu, tego się nabywa z czasem, zdobywa z doświadczeniem i częstą grą. Domyślam się też, że trener jastrzębian Marcelo Mendez sporo z nim nad tym pracował. Na treningach też przecież podnosi się umiejętności, grając przeciwko mocnym kolegom z zespołu.
Tam polscy siatkarze zagrają o mistrzostwo świata w 2025. Zapadła oficjalna decyzja FIVB
– Wspomniał pan, że udział klubów w pucharach, pewnie z wyjątkiem Ligi Mistrzów, jest nieopłacalny. Czy jeśli przy najbliższych wyborach w europejskiej konfederacji CEV przyjdzie nowe, da się to szybko zmienić?
– Nie jest to akurat jakiś wielki problem, może polegać na podjęciu jednej decyzji. Jeśli mówimy o rentowności, jest to kwestia podniesienia premii za poszczególne etapy, co zrobiono już w Lidze Mistrzów. Można by podwyższyć je choćby do poziomu wyrównującego wydatki klubów, tak by nie musiały dokładać. Wiadomo, że różne są poziomy tych kwot, jeśli jedzie się na przykład na mecz z Polski do Czech, a inna, gdy leci się do Szwajcarii, gdzie i sam pobyt robi się kilka razy droższy. A jeśli jest problem z brakiem funduszy, to dlaczego na przykład meczu w Jastrzębiu nie sędziuje Czech, czy Słowak i komisarz z Niemiec? (to prawda: żadnego domowego spotkania jastrzębian w obecnej edycji LM nie prowadził jako główny arbiter z sąsiedniego kraju – red.). Może tu też należy szukać środków, by nie generować nadmiernych kosztów dla klubu. Nad czymś takim można usiąść i nie potrzeba wiele, aby zoptymalizować wydatki. Więcej zostanie w klubie, a można byłoby dorzucić środków do nagród.
– Polska ma swojego kandydata w wyborach na prezesa CEV, ale czy grupa reformatorów ma w ogóle szansę zaistnieć w tej elekcji?
– Obecni szefowie, chcący utrzymania status quo, są bardzo mocni, bo też startują z innego punktu. Grupa dążąca do zmian nie ma takich możliwości działania jak zaoferowanie Turcji organizacji finału Ligi Mistrzów, czy Azerbejdżanowi i Rumunii mistrzostw Europy. Tego nie przeskoczymy, nie będzie łatwo, ale kto nie próbuje i nie walczy, ten nie przekona się nigdy, czy może wygrać. Będziemy robić wszystko, żeby doprowadzić do zmian.
– Rok temu Włosi liczyli na udział ich drużyn w Superfinale Ligi Mistrzów i nic z tego nie wyszło, wtedy mówiono, że Polska mogłaby przejąć organizację imprezy. Teraz Turcja jest w podobnej sytuacji, bo ma być gospodarzem, ale wiadomo, że ich zespołów zabraknie. Będą zakusy na zmianę organizatora, skoro mamy włoski finał pań?
– Jeśli coś takiego by nastąpiło, CEV by się tylko ośmieszyła. Skoro rok temu takiej opcji nie było, to tym bardziej obecnie sami sobie by przeczyli podobnym działaniem i potwierdzili, że zarządzanie nie jest tam mocną stroną. Lada moment to ogłoszą, zobaczymy.