- Trzeci rok z rzędu pański zespół gra o złoto, ale po raz pierwszy wystąpi pan w finale w roli szkoleniowca kadry. To dużo zmienia?
Daniel Castellani: - Zaręczam, że nie będę notował każdego błędu kadrowiczów z Resovii. Dla mnie liczy się coś więcej niż występ zawodnika w jednym meczu. Znam i cenię poziom reprezentantów Polski, mam ich już zresztą wszystkich ponagrywanych na wideo. Interesuje mnie, jak zachowują się w konkretnej sytuacji na boisku i co mogą poprawić w grze.
- Obejrzał pan wszystkie filmy z kadrowiczami?
- Mam na to trochę mało czasu, bo muszę go dzielić między Skrę i kadrę. Można powiedzieć, że walczę na dwóch frontach. Po finale skupię się na reprezentacji.
- Nie będzie czasu na urlop?
- Już to sobie policzyłem: jeśli w finale będzie pięć meczów, to nie zdążę się wyrwać na kilka dni do Argentyny. Mam nadzieję, że skończymy wcześniej... A prawdziwe wakacje planuję dopiero pod koniec roku.
- W finale lepiej grać z Resovią niż Kędzierzynem?
- Z Resovią nie straciliśmy w sezonie seta, więc to teoretycznie lepszy rywal. Jednak teraz gra twardziej i z większą agresją niż na starcie sezonu.
- Ale to wy musicie wygrać, a oni tylko mogą...
- Wszyscy chcą pokonać Skrę, tak to już jest w naszej lidze. To dla nas sytuacja zupełnie naturalna. Poza tym wciąż powtarzam, że my mamy myśleć nie o presji, ale o wygrywaniu. Zastanawiać się nad taktyką, a nie nad tym, że coś musimy. Musimy tylko jedno: zagrać swoje.
- Nie znudziły się już panu łatwo wygrywane finały polskiej ekstraklasy?
- Wręcz przeciwnie, uwielbiam ten moment. Mój zespół jest stworzony do gry o najwyższą stawkę, wtedy pokazuje, co potrafi.
Nie przegap:
Skra - Resovia, Piątek, 18.00, Polsat Sport