Kołodziej skorzystał z zaproszenia znajomych, którzy mieszkają w Nowym Jorku.
- Odwiedziłem ich już kolejny raz, ale wrażenie, które zrobiła na mnie Ameryka znów było ogromne. To jest inny świat – mówi portalowi „Gwizdek24.pl” Kołodziej.
- Widziałem na własne oczy w takim wielkim centrum, jak wytwarzane są motocykle, popularne „czopery”. Niesamowita sprawa. Wróciłem do Polski z głową pełną pomysłów, bo sprzętowo Amerykanie wciąż są przed wszystkimi - opowiada.
Przeczytaj koniecznie: Sporty motorowe: Biją się o Marka Cieślaka
Przed przyjazdem do Stanów Kołodziejowi wydawało się, że ten kraj na każdym kroku jest nowocześniejszy od całego świata. W Nowym Jorku szybko zmienił zdanie.
- Tanm nie szukają nowoczesności za wszelką cenę. Poszedłem ze znajomymi do pewnego pubu. To najstarszy lokal w mieście, liczący 145 lat. Siedziałem tam na czymś, co tylko przypominało krzesło, a stół ciężko nazwać stołem. Dookoła widziałem mnóstwo pajęczyn, a na podłodze leżały porozsypywane trociny. Z kolei wchodząc do toalety czuło się taki smród, że trzeba było wstrzymywać powietrze. W Polsce bar świeciłby pustkami, a tam było tyle ludzi, że ciężko byłoby gdziekolwiek szpilkę wcisnąć! - wspomina Kołodziej.
Podczas wyjazdu do Stanów żużlowiec Unii Leszno na chwilę mógł zapomnieć o diecie. Przyniosło to jednak przykry dla niego skutek.
- Tak sobie pojadłem, że w ciągu tygodnia przytyłem... cztery kilo! Od razu po powrocie wróciłem więc do ćwiczeń i szybko ustabilizowałem wagę – zapewnia Janusz, który w USA zrobił sporo zakupów.
- Z preentów najwięcej radości rodzinie i znajomym przyniosły amerykańskie czekoladki z nadzieniem o smaku masła orzechowego. Wszystkie rozdałem błyskawicznie – wspomina ze śmiechem Kołodziej.
Patrz również: Sporty motorowe: Bracia we Włókniarzu
Reprezentant Polski szybko zapomniał o wojażach po Ameryce, bo rozpoczął przygotowania do nowego sezonu. A będzie on wyjątkowy, bo Kołodziej pierwszy raz w karierze będzie stałym uczestnikiem Grand Prix.
- Obiecuję, że w każdych zawodach będę jeździł na 100 procent możliwości. Dorosłem do tego żużla, wiele rzeczy wreszcie zacząłem „kapować”. Kiedyś trochę się pogubiłem, wydawało mi się, że wiem wszystko. Jestem teraz mądrzejszy. I chcę sukcesu, bo jeżdżenie dla samego jeżdżenia nie ma sensu – podkreśla Kołodziej.