Robert Kubica mocno rozczarowuje. Pomijając fakt, że Williams w tym sezonie nie potrafi zapewnić swoim kierowcom bolidu, który byłby jakąkolwiek konkurencją dla innych ekip, to krakowianin wypada bardzo blado na tle George'a Russella. Drugi z zawodników stajni z Grove w każdym wyścigu dość znacznie wyprzedza Polaka. Po pierwszych wyścigach zganiano to na problemy z częściami, które nie docierały z fabryki do kolejnych wyścigowych destynacji. Teraz jednak te kłopoty są już przeszłością, a wyniki wcale się nie zmieniły. Przed GP Austrii powstała więc kolejna teoria spiskowe, według której Robert Kubica miałby być pokrzywdzony przez swój team.
Dziennikarze włoskiego "Motorsportu" różnicy dopatrywali się w... silnikach. Ich zdaniem nasz zawodnik miałby otrzymywać słabszą jednostkę napędową od młodego Brytyjczyka. Williams korzysta z silników Mercedesa, a w programie juniorskim niemieckiego producenta znajduje się właśnie Russell. Na Półwyspie Apenińskim doszli więc do wniosku, że partner z ekipy Kubicy dostaje takie silniki, jak Lewis Hamilton i Valtteri Bottas z fabrycznego zespołu Mercedesa, a Robert ma zamontowaną słabszą jednostkę. Do tej teorii postanowił odnieść się Stephen Camp.
Zorientowany w realiach Formuły 1 dziennikarz "Motorsport Week" sądzi, że takie pomysły można wsadzić między bajki. Powołując się na regulacje Formuły 1, stanowczo odrzucił możliwość wykorzystywania przez Williamsa innych jednostek. - Silniki są takie same. FIA wymusiła to na producentach w zeszłym sezonie, by zespół kliencki, a takim jest Williams, dostawał takie same podzespoły jak ekipa fabryczna. Klient musi też dostawać takie same podzespoły, aktualizacje, itd. - powiedział.