"Super Express": - Jakim człowiekiem był Zbigniew Pietrzykowski?
Józef Grudzień: - Wspaniałym. Młodo się ożenił i szybko ustatkował. Prowadził spokojne, szczęśliwe życie. Jak przykazał Bóg. Dla wielu mógł być wzorem.
- A jakim był bokserem?
- Perfekcyjnym, inni zawodnicy go podpatrywali, zresztą jego osiągnięcia mówią same za siebie. Był starszy ode mnie o pięć lat, na początku zwracałem się do niego "proszę pana". Dopiero po igrzyskach olimpijskich w Tokio, gdzie zdobyłem złoto, a on brąz, mogłem przejść z nim na ty.
Andrzej Kostyra o Zbigniewie Pietrzykowskim: Odszedł mistrz kontry
- Od tamtego czasu byliście przyjaciółmi?
- Dopóki boksowaliśmy, mieliśmy serdeczne, koleżeńskie kontakty. Po zakończeniu karier spotykaliśmy się rzadziej, ale rozmawialiśmy telefonicznie, widywaliśmy się na różnych uroczystościach. Utrzymywaliśmy kontakt, dopóki Zbyszek był na chodzie, jeśli mogę użyć takiego sformułowania.
- Jak pan go zapamięta?
- Jako dżentlemena. Jego śmierć to niepowetowana strata dla polskiego boksu. Papa Stamm kompletuje po tej drugiej stronie życia wspaniałą bokserską drużynę, Zbyszek do niej dołączył. Podobno tam też jest dobrze, ale ja jeszcze się nie wybieram..