Andrzej Kostyra: Jaki jest Twój przepis na życie, aby być szczęśliwym? Bo wyglądasz zawsze na zadowolonego, zawsze jak cię spotykam jesteś uśmiechnięty.
Przemysław Saleta: Jestem szczęśliwy, bo robię to co lubię. Realizuję swoje marzenia. Wszyscy o czymś marzymy, niestety wiele osób boi się realizować marzenia, bo boi się porażki. A prawda jest taka, że nawet jeśli się nie uda, to już sama droga do realizacji daje szczęście. Nie cel, ale droga do celu jest ważniejsza, bo nabiera się też umiejętności, które przydają się w różnych okolicznościach. Robię to co naprawdę lubię, a mojego hobby stało się moją pracą.
Jesteś człowiekiem wielu talentów: przygotowałeś ten znakomity program bokserskiego treningu, jesteś telewizyjnym komentatorem, motywatorem, trenerem. Ale jak z tobą rozmawiam to zawsze podkreślasz, że nie jesteś pracowitym, robisz tylko tyle ile musisz.
To prawda. Pracuję tylko tyle, ile muszę. Zawsze największym problemem jest dla mnie odpowiedź na pytanie, czym się zajmuję. Bo u mnie granica pomiędzy hobby i pracą jest bardzo płynna. Parę lat temu moja młodsza córka, która teraz ma 18 lat, wtedy miała chyba 10 lat, pisała pracę po angielsku o swojej rodzinie. Zapytałem ją, co o mnie napisała? A że jesteś spokojny, nie można Cię wyprowadzić z równowagi. Ale tato, mam do ciebie pytanie, właściwie to czym ty się zajmujesz? Poradziłem jej, żeby napisała, że moim zawodem jest bycie sobą, bycie Przemkiem Saletą. I tak napisała, i tak jest.
A jakie jest twoje życiowe motto?
Świat należy do odważnych. Lepiej jest żałować, że się czegoś spróbowało i się nie udało, niż zastanawiać się co by było gdyby...
Pamiętam jak wyglądałeś po wygranej walce z Dennisem Andriesem, połowa twarzy sparaliżowana. Ale nie przestraszyłeś się go. A czy jest coś czego się boisz?
Naprawdę boję się tylko o bliskich.
Jakie są twoje życiowe ekstrawagancje: piękne kobiety, szybkie samochody, dobre alkohole?
Piękne kobiety to nie jest ekstrawagancja, to rzeczywistość. Ale szczerze mówiąc to czasami mi się wydaje, że prowadzę nudny tryb życia.
Zdarza ci się kłamać?
Bardzo rzadko. Chyba kiedyś więcej kłamałem. Nie lubię kłamać, ale obiektywnie rzecz biorąc, to muszę powiedzieć, że potrafię.
Masz opinię przystojniaka. Ale czy jest w tobie coś co ci się nie podoba?
Gdy byłem młody wydawało mi się że mam odstające uszy. Jak miałem 12-13 czy 14 lat to był jakiś kompleks. Ale to się zmieniło. Jak wyjeżdżałem trenować do Stanów Zjednoczonych, miałem numer kołnierzyka 41. Teraz mam 49.
Mike Tyson ma 50. Trochę ci do niego brakuje...
Ale był taki okres gdy dużo siedziałem dużo na siłowni, że ważyłem 120 kilo i miałem rozmiar kołnierzyka 52.
A pamiętasz jaki jaki miałeś numer kołnierzyka, gdy walczyłeś z Gołotą?
Wtedy ważyłem niewiele, tylko 105 kilo. Podejrzewam, że wtedy miałem rozmiar kołnierzyka 48-49.
Jesteś jedynym znanym mi człowiekiem, który dosyć dobrze zarabiał i zarabia, ale nigdy nie kupił sobie ani mieszkania, ani domu.
Nie, kiedyś kupiłem sobie mieszkanie i byłem nieszczęśliwym posiadaczem mieszkania przez dwa lata. Nieszczęśliwym, bo nie lubię być uwiązany., A mieszkania przywiązuje. Był taki okres życia, jakieś dwa, trzy lat temu, gdy dla zasady co roku się przeprowadzałem. W sumie, biorąc pod uwagę przeprowadzki w Stanach, do Tajlandii, w Tajlandii, z Tajlandii, to myślę że przeprowadzałem się pomiędzy 40 a 50 razy. Przy każdej przeprowadzce pozbywałem się mnóstwa rzeczy, oddawałem buty, ubrania...
Ale pas mistrza Europy chyba zostawiłeś?
Większość pasów i pamiątek oddałem na aukcje charytatywne. Ale pas mistrza Europy, historyczny, bo zdobyłem go jako pierwszy Polak, chciałem zachować. Ale pożyczyłem go Maćkowi Maleńczukowi na plan teledysku i... zaginął. Tutaj akurat pech. Został mi tylko jeden pas: WBC international zdobyty w walce z Dennisem Andriesem.
Jest coś co byś w swoim życiu zmienił?
Są tylko takie momenty, że chciałbym coś zmienić, ale potem mi przechodzi. Parę razy miałem taki moment , że myślałem "Poszedłbyś do roboty od 8 do 16 i miałbyś święty spokój". Ale mi zawsze mijało.