"Super Express": - Jakie były twoje początki w boksie?
Michał Cieślak: - Miałem 12-13 lat. Tata najpierw zabrał mnie na trening piłki nożnej, ale ja wiedziałem, że to nie jest to, nie poczułem tego. Następnego dnia ojciec zabrał mnie więc na salę bokserską i tak zostało do dziś. W przeciwieństwie do piłki boks mi się od razu spodobał.
- Tata lubił boks?
- Oj tak, bardzo. Był kolegą trenera Jabłońskiego i dlatego mnie tam zaprowadził. Zresztą ja chyba miałem do tego smykałkę od zawsze, bo już mając kilka lat robiłem tarczę z tatą w domu. Oglądaliśmy filmy o Rockym i potem staraliśmy się to powtarzać. Zresztą teraz mój synek Stasio ma to samo - skończył półtora roku, a już wali w worek i robi walkę z cieniem.
- Jak więc ta przygoda z boksem wyglądała w kolejnych latach?
- Na początku to były takie ogólne treningi, ale potem podkręciliśmy tempo, zaczęły się pierwsze sparingi i one też mi się bardzo spodobały. Mieliśmy wtedy bardzo fajną ekipę w naszej kategorii wiekowej, trzymaliśmy się razem i zasuwaliśmy. Jeden nakręcał drugiego. W tej naszej grupie był m.in. Tomasz Piątek, który odnosił na amatorstwie duże sukcesy w kraju. To była naprawdę zgrana paczka.
Cieślak przed bitwą o pas mistrza świata: To walka o moją przyszłość! [KOLOSEUM]
- Miałeś wtedy jakichś bokserskich idoli?
- Pewnie. Przede wszystkim Andrzej Gołota i od samego początku Mike Tyson. Ojciec mnie budził i oglądaliśmy ich walki po nocach. Do dziś jestem wielkim fanem Tysona. Nie oglądałem tej jego walki ostatniej, ale nie krytykuję go za ten powrót. Każdy chce godnie żyć. Poza tym teraz bardzo lubię popatrzeć na walki Usyka czy Łomaczenki.
- Te początki z boksem nie były łatwe, prawda?
- Pewnie. Miałem naprawdę ciężko. Na trening dojeżdżałem rowerem do babci trzy kilometry, potem przesiadałem się w autobus i jechałem na drugi koniec miasta. Robiłem trening i wracałem - autobusem do babci i potem rowerem do domu. Ale to mnie zahartowało, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Potem, jak już pracowałem, to też godziłem pracę z treningami. Nie miałem jeszcze swojego auta i na treningi podrzucali mnie koledzy. Trening, praca, trening, praca i tak w kółko.
Cieślak haruje w Zakopanem! "Lubię to, nagrodą jest marzenie z dzieciństwa"
- Czym się zajmowałeś w pracy?
- Wierciłem studnie głębinowe. Nie było łatwo, ale studnie to do dziś moja największa pasja obok psów. Do dziś działam w tym temacie, do tego doszły pompy cieplne. Ciągle się rozwijam, ja kocham tę pasję, naprawdę. Od małego to robiłem i tak zostało.
- A jakim byłeś dzieckiem - urwis czy wręcz przeciwnie?
- Byłem bardzo grzecznym dzieckiem, tak mówi mama, a ja jej wierzę. Skoro chwali synka, to tak musiało być (śmiech).
- Zdarzało ci się uciekać ze szkoły?
- Raczej szkoły nie unikałem. Najchętniej chodziłem oczywiście na WF, ale nie miałem przedmiotów, których bym jakoś szczególnie nie lubił. Potrafiłem znaleźć wspólny język z każdym nauczycielem. Oczywiście mama kilka razy musiała wpaść z wizytą do szkoły, ale to nic nadzwyczajnego (śmiech).
Okolie straszy Cieślaka przed walką o pas mistrza świata! Chce go znokautować jak Wilder Szpilkę
- Od półtora roku jesteś ojcem. To najlepszy czas w twoim życiu?
- Oczywiście. Wszyscy mówili mi, że to będą piękne chwile, ale co innego słuchać tych słów, a co innego to samemu przeżyć. Coś wspaniałego, uczucie nie do opisania. Wiele osób mówi też, że ojcowie biją mocniej i mam nadzieję, że to się w Londynie potwierdzi.
- Ten pas chcesz zdobyć też dla Stasia?
- Zdecydowanie. Chcę to zrobić dla siebie, ale też dla Stasia, dla mojej ukochanej kobiety i mojej rodziny. Chcę tego pasa także po to, by synowi żyło się lepiej niż mi w jego wieku. I ja bardzo mocno wierzę, że tak właśnie będzie!
Każdy sparing to wojna! Cieślak podkręca tempo przed walką o pas