Maciej Sulęcki

i

Autor: fot. Tomasz Radzik/Super Express Maciej Sulęcki

Sulęcki: Nie jestem prostytutką, która widzi jakąś sumę i rozkłada nogi [WYWIAD]

2021-04-06 20:23

Nie będzie zaplanowanej na 24 kwietnia walki Macieja Sulęckiego z Jaime Munguią. Na przeszkodzie stanęła kontuzja, ale nie tylko. "Striczu" w rozmowie z "Super Expressem" wyjaśnia zawirowania z ostatnich tygodni.

"Super Express": -  Co dokładnie ci dolega?

Maciej Sulęcki: - Kontuzja jest, nie od teraz. Uraz się odnowił - porobiły mi się wypukliny na plecach. To nie jest nic strasznie poważnego, ale bardzo uciążliwe. Jak dostanę w głowę, to odczuwam duży ból. Na Jengojana bym pewnie wyszedł, ale nie do takiej walki jak ta z Munguią. To mi pomogło w podjęciu decyzji. Bo i nie ma odpowiednich sparingów, odpowiedniego obozu. Może gdybym miał za sobą super obóz w Stanach, to nikomu o tym urazie bym nie powiedział. Choć też nie sądzę, bo ból jest duży. Jak odwracam głowę w prawo jest ok, ale w lewo już nie - zaczyna mocno ciągnąć. Jakbym dostał lufę w rękawicach "10", a Munguia mocno bije, to mogłoby się źle skończyć.

- Kiedy dowiedziałeś się o walce z Munguią?

- Dowiedziałem się wtedy, gdy dowiedział się cały internet. Jakoś 2-3 tygodnie przed tą informacją pomyślałem sobie, że coś długo jest cisza i może zaraz coś wyskoczyć z dnia na dzień. Pojawiły się dwa treningi dziennie, zacząłem przygotowania stricte pod walkę. Byłem w formie, w gazie. Ja rzeczywiście cisnąłem Andrzeja Wasilewskiego o dobrą walkę, chciałem mocnego sprawdzianu. I załatwił taką walkę, ale nie spodziewałem się, że to będzie tak na hura. Na początku powiedziałem promotorowi, że nie mam trenera i walki nie biorę. Potem sobie to jednak przemyślałem, bo jak wspomniałem przygotowania już zacząłem, dobrze się czułem na treningach, zadzwoniłem więc do Pawła Kłaka i doszliśmy do wniosku, że to bierzemy. Oddzwoniłem do pana Wasilewskiego, że biorę walkę, ale pojadę na nią przygotowany. Czyli muszę lecieć na sparingi do Stanów. Po drodze pojawił się jednak problem z wizą.

WŚCIEKŁY Artur Szpilka ciska gromy! Dawno się tak nie wkurzył, zagadkowe wpisy pięściarza

- No właśnie. Jak to w końcu było z tym paszportem?

- Odpowiem datami. 5 marca poinformowałem Andrzeja, że mam paszport. Z tego co ja wiem wiza została złożona przez mojego amerykańskiego promotora 18 marca. Nie winię nikogo, takie są fakty. Dlaczego tyle to zajęło? Nie wiem, ale to ja znowu dostaję po dupie. To ja mordą świecę. Wiem, że moja głupota z tym paszportem, to ja to zaniedbałem, ale jednak coś jest nie tak, gdy promotorom zajęło to później tyle czasu. Jest prośba, by medialnie nie załatwiać naszych spraw, ale ja potem oglądam wywiady, a tam mnie obsmarowują, że ja nie dostarczyłem paszportu, że to moja wina. Szkoda, że to działa tylko w jedną stronę. Jest kontrakt, oddaje tyle i tyle panu Wasilewskiemu, dlatego chciałbym odpowiedniego obozu itd. Ja nie jestem prostytutką, która widzi jakąś sumę i rozkłada nogi.

- A spodziewałeś się, że po takiej porażce z Andrade możesz wrócić do USA od razu na taką walkę?

- To takie gadanie. Po Jacobsie mówili, że ja nieznany, a dałem taką walkę i teraz nikt nie będzie chciał ze mną się bić. Po Andrade jest w drugą stronę. A to tak nie działa. Dałem dobra walkę z Jacobsem, dobrą z Rosadą, z Andrade dałem ciała, ale jednak nazwiska moje coś tam nadal znaczy. Jesteś tak dobry jak twoja ostatnia walka, więc ja dla takiego Mungui jestem łakomym kąskiem. Albo dla mistrza świata pokroju Charlo - też łakomy kąsek. Nazwisko jest, coś znaczy, w rankingach wysoko. Chylę czoła, że pan Andrzej załatwił taką walkę, ale jest też druga strona - ja, moje przygotowania. Wszystko musi mieć ręce i nogi. Walka załatwiona - fajnie, ale skoro mam opiekunów, to poproszę by oni zadbali też o odpowiednio dobre przygotowania.

Dramat w ringu! Zawodnik padł na deski po ciosie i zmarł [WIDEO]

- Jakieś nazwiska w kontekście sparingów się pojawiły.

- Było kilka nazwisk, ale bez szału. Powtarzam - nie wychodzę do Jenogajana, a do Mungui. Do Latynosa, który lubi się napieprzać. Chciałem po prostu trzech chłopaków, którzy jak dostaną w łeb, to idą dalej do przodu. Takich, którzy by mnie zajechali. Nazwiska nie ważne - po prostu chciałem silnych skurczybyków. Ale na takie sparingi można liczyć w USA lub Anglii.

- Jak widzisz tera swoją przyszłość?

- Mam nadzieję, że teraz pan Andrzej się na mnie nie obrazi i nie będzie robił pod górę. Jedziemy na jednym wózku, jak ja mam zarobić dobre pieniądze, to i pan Andrzej także. Wcześniej było kilka takich sytuacji, że dowiadywałem się o walce 4-5 tygodni wcześniej, ale brałem je. Tak było np. przed Culcayem. Nawet o kasie nie gadaliśmy i mało co nie przypłaciłem tego porażką, bo pojechałem nieprzygotowany. Po takim pojedynku jak z Andrade, jakbym znowu pojechał nieprzygotowany, to w przypadku porażki z Munguią mogę się pakować. Wcześniej dawali, to brałem, ale to się zmieniło. Mam 32 lata, dwójkę dzieci, myślę innymi kategoriami. Dojrzałem.

Znamy płeć i imię drugiego dziecka Kownackiego! [TYLKO U NAS]

- Dlaczego rozstałeś się z trenerem Piotrem Wilczewskim?

- Nie było żadnych krzywych akcji. Wilku jest tam, ja jestem tu. Mam rodzinę, dzieci, a tam jeździłem tylko na przygotowania. Teraz mija siedem miesięcy od ostatniej walki, a więź między trenerem i zawodnikiem musi być bliska. Tak jak jest w przypadku Wilka i Kamila Bednarka. Są ze sobą od zawsze, codziennie są razem, znakomicie się dogadują. Jest chemia, której brakuje, gdy zawodnik jest w Warszawie, a trener w Dzierżoniowie. Powiedziałem, że tak to nie ma sensu i tylko dlatego. Nie pokłóciliśmy się, często rozmawiamy ze sobą.

- To na koniec powiedz, w którym miejscu jest twoja kariera?

- Mam 32 lata, a to zajebisty wiek. Muszę mieć tylko kogoś, kto mnie ukierunkuje i ogarnie wszystko jak należy. Powtarzam - mam nadzieję, że pan Andrzej się na mnie nie obrazi, że usiądziemy do stołu i się dogadamy.

Córka Tomasza Adamka wychodzi za mąż. Znamy szczegóły wielkiego wesela [TYLKO U NAS]

Najnowsze