"Super Express": - Jak wspominasz początki współpracy ze Szpilką?
Andrzej Wasilewski: - Pojechałem do niego do Wieliczki. Chciałem poznać jego środowisko. Byłem mocno zaskoczony, bo słyszałem głównie chuligańskie historie, a na miejscu ładny dom z ogródkiem, zakochana mama, brat i pies. Była rodzinna, ciepła atmosfera. Mama podała przepyszne kotlety schabowe. Artur zjadł dwa, chciał trzeciego. Jak przedstawiłem mu warunki, to on na to: "Panie, piątkę to mi daje tutaj szef, który za rogiem jakiś sklep prowadzi". To przykład, że Artur od młodego wieku miał bardzo łatwe umiejętności pozyskiwania pieniędzy. Na tamte lata dostawać pięć tysięcy do ręki w wieku 17 lat, to były naprawdę duże pieniądze. Cała ta wizyta to było duże przeżycie, pozytywne.
- Co skłoniło cię do podpisania z nim kontraktu?
- Artura po raz pierwszy osobiście zobaczyłem jak boksował z Jarkiem Hutkowskim. To był bodajże finał mistrzostw Polski juniorów w Radomiu. Wygrał tę walkę. Trener Zbyszek Raubo powiedział mi wtedy - "Zobacz, to jest chłopak, który niedawno był w domu dziecka". Jakoś mi się tak ciepło zrobiło na sercu, miałem w kieszeni banknot dolarowy - 50 lub 100 - i powiedziałem Zbychowi, żeby mu przekazał. I tak jakoś nas te dolary połączyły, że potem wspólnie trochę ich zarobiliśmy.
Postraszą na zamku. Za nami ważenie gali w Gniewie
- I często się o te dolary kłóciliście. Przynajmniej na Twitterze.
- Prawda jest taka, że Artur ma bardzo złożoną osobowości. Ma taki zwyczaj, że chce wszystkich sobie podporządkować. Nie udało mu się tylko z trenerem Fiodorem Łapinem, ale z nim ostatecznie się rozstał i nie udało mu się ze mną. Cały czas więc myśli o co tu chodzi? Przez te całe trzynaście lat poszukuje drugiego dna w naszej współpracy - nigdy nic takiego się nie wydarzyło, ale szuka uparcie. Nie zdołał mnie zdominować, więc uważa mnie w pewien sposób za swojego przeciwnika a nie przyjaciela. Mógłby już zrobić rachunek sumienia, bo na te poszukiwania drugiego dna zmarnuje kolejne trzynaście lat.
- A jak reagujesz na słowa Szpilki, że w walce z Różańskim zrobisz wszystko, by to Łukasz był górą?
- On tak nie myśli, moim zdaniem to rodzaj manipulacji. Artur bardzo to lubi. Robi to od kilku lat. Gdybym go nie znał, to takie słowa sprawiłyby mi potężną przykrość. A tak podchodzę do tego z przymrużeniem oka. Przez lata np. straszył nas wieloma rzeczami, choćby KSW. Na początku mnie to irytowało, ale teraz już mnie to nie rusza.
- Skoro wspomniałeś o KSW. Szpilka prędzej czy później wyląduje w MMA?
- Jeżeli wybierze MMA to jako poważniejszy sportowiec się skończy. Dla pięściarza, który walczył o mistrzostwo świata, to będzie stoczenie się. Każdy, kto siedzi w poważnym sporcie, zgodzi się ze mną. To po prostu sprzedawanie nazwiska, przez niektórych ładniej nazywane odcinaniem kuponów. Oczywiste jest, że mając trzydzieści kilka lat nie nauczy się już na wysokim poziomie technik parterowych. Czyli przy specyficznym prowadzeniu jakieś walki może wygrać, ale nie będą to już walki na wyższym poziomie. Artur cieszy się naprawdę dużym zainteresowaniem, ale poprzez swoje zachowanie, poprzez bycie mądrzejszym od innych, nigdy nie zdobył poważnego sponsora. Ma taki wizerunek, że nie widziałem żeby jakakolwiek poważna firma chciała w niego zainwestować. Nazywajmy rzeczy po imieniu - tę sprawę spieprzył kompletnie. Nie chciał się nikogo słuchać, sam wiedział lepiej. Szkoda, że mi nie zaufał, bo to są obszary, w których Artur zrobił duży błąd. Gdyby dał się poprowadzić, to nie mam żadnych wątpliwości, że zarobiłby dużo więcej i miałby dużo lepszy wizerunek niż ma teraz. A tak wychodził z chustką z pozdrowieniami do więzienia i 99 procent firm nie chciało się z tym utożsamiać. Co do MMA, to myślę, że nie mając innego pomysłu na siebie w końcu może się zdecydować. Nic poza sportami walki nie potrafi. Nie widzi na dzisiaj innego miejsca. To jest zresztą dużo szerszy problem, który dotyka większość pięściarzy.
Schudł i wraca na ring! Ruiz poznał rywala. Pokonał go Kownacki
- KSW może mu zaoferować naprawdę duże pieniądze?
- Nie mam takiej wiedzy, ale myślę, że federacja FAME MMA jest w stanie zapłacić mu więcej niż KSW. Zresztą KSW też kilka razy już wypuścił i szefowie pewnie są z tego powodu podirytowani.
- Jak byś podsumował waszą współpracę?
- Jak się spojrzy na fakty, a nie otoczkę w internecie, to mieliśmy praktycznie same dobre momenty. Były też jednak te gorsze, jak choćby aresztowanie po ważeniu przed walką z Wojciechem Bartnikiem. To był szok. Potem była cała akcja przekonywania Artura, żeby przestał udawać wielkiego gangstera i grypsować, bo jest szansa, że opuści zakład karny wcześniej. On się jednak upierał, nie przekonał go nawet Andrzej Gołota, który na moją prośbę odwiedził go i który mówił mu, że każdy prawdziwy gangster to chce wyjść jak najszybciej. Było blisko przeniesienia do innego zakładu, w którym można by się ubiegać o przedterminowe wyjście, ale Artur prowokowany przez strażników nie wytrzymał, szturchnął ramieniem jednego z nich i odsiedział wyrok do końca. Zresztą potem była osobna sprawa za ten kontakt fizyczny, ale zakończyła się polubownie. Różnych pozytywnych przygód też mieliśmy mnóstwo. Do tego krokodyle, skakanie pod lód, czy wylot i szybki powrót z USA, bo został wydalony. Ta ostatnia historia też była dobra. Dostałem telefon od kolegi-łącznika pomiędzy służbami specjalnymi amerykańskim i i polskimi żeby zjawić się z Arturem w ambasadzie USA w Warszawie. Budynek konsulatu amerykańskiego był zupełnie pusty, otwarty tylko dla nas. Przeszliśmy całą procedurę, która była nagrywana i udało się sprawę załatwić. Na tej liście, nazwijmy to osób niemile widzianych w USA, są wszyscy najwięksi baronowie narkotykowi i najwięksi terroryści. Cały Artur - zawsze się z nim coś niesamowitego działo.
- A czego żałujesz najbardziej?
- Dwóch rzeczy. Po pierwsze, że nie trzymałem go trochę mocniej sportowo, ze dwa razy można było powiedzieć twardo "nie" i koniec, a po drugie, że nie przekonałem go, by dał się poprowadzić biznesowo i wizerunkowo. Część wielkiego potencjału Artura została kompletnie niewykorzystana. Nigdy nie dopuścił, by był koło niego prawdziwy fachowiec z danej branży. Nigdy nie lubił ludzi, którzy mówili mu co i jak powinien zrobić. W podświadomości uznaje, że wszystko wie, w każdym calu, a to nieprawda. Trzeba spotykać się z ludźmi mądrzejszymi w różnych obszarach, zaufać im albo czerpać od nich wiedzę. Na to Artura nigdy nie było stać. Ale to także moje niepowodzenie.
Będzie ekstra premia dla zwycięzcy Gromdy! Zarobi więcej od mistrzów świata w boksie [TYLKO U NAS]
- Gdybyś miał nie dopuścić do jednej walki Szpilki, to która by to była?
- Na pewno walka z Dereckiem Chisorą była kompletnie niepotrzebna. Artur przynajmniej zarobił na tej walce na niezłe mieszkanie, ale my jako grupa promotorska praktycznie nic z tego pojedynku nie mieliśmy. Tak z nami negocjował, że dla nas pieniędzy praktycznie nie zostało. Wszystko wydaliśmy na sparingpartnerów, a tysiąc euro, który się ostał, poszedł na bilety lotnicze.
- A jak odbierasz te wasze sprzeczki na Twitterze?
- Jeśli coś mnie irytuje to to, że Artur myśli, że ja nie wiem o co w tym chodzi.
- Wróćmy do teraźniejszości. Jak wyglądały negocjacje w sprawie walki Szpilka vs. Różański?
- Artur bardzo mocno akcentował, że chce mieć udział w PPV. Na spotkanie z Rzeszowa prywatnym samolotem przyleciał Łukasz i dwóch jego przyjaciół, poważni przedsiębiorcy. Był też Artur, który usiadł, powiedział "cześć" i po chwili, że "ma być tak, tak i tak". Cała trójka panów z Rzeszowa zrobiła duże oczy, bo to ani nie było grzeczne, ani mądre. Po chwili rozmowy Artur zmienił jednak koncepcję. Po zakończonym obiedzie, po 30 minutach zadzwonił, że jednak wraca do pierwszej wersji. I koniec. Tak się nie robi, to dziecinada. To nam wywróciło cały model, negocjacje się przeciągnęły, a w międzyczasie prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc z dnia na dzień zrezygnował ze swojej funkcji z powodu koronawirusa. Nastąpił chwilowy chaos.
Krzysztof Włodarczyk uratował wisielca! "Pluł krwią"
- Na ile procent twoim zdaniem dojdzie do tej walki?
- Na 95 procent. Generalnie prawie doszliśmy do porozumienia. Jestem niemal pewny, że Szpilka będzie boksować z Różańskim. Staramy się trzymać daty 24 kwietnia, ale może będzie trzeba przesunąć ją o dwa tygodnie. Ale nie więcej.
- Szpilka w kilku wywiadach zaznaczył, że straciłeś serce do boksu.
- Kompletna głupota. Jedyne do czego straciłem serce to do płacenia mu comiesięcznej pensji. Przez ponad dwanaście lat płaciłem mu, w skali Polski, taką niezłą, ale dyrektorską pensję. Czy boksował czy nie, czy się ze mną kłócił czy nie, czy straszył odejściem do KSW czy nie, to co miesiąc fajna suma wpływała na jego konto. Po Chisorze uznałem, że skoro my nic nie zarobiliśmy, to staliśmy się jego głównym sponsorem, a z założenia grupa promotorska nie powinna być sponsorem. Usiedliśmy i porozmawialiśmy z Arturem fajnie, po męsku, zrozumiał to. Zyskał większe prawa do swojego wizerunku, ale my przestaliśmy mu płacić pensję.
- Będzie pas w stawce walki Szpilka vs. Różański?
- Federacja WBC zaakceptowała nasz pomysł, stawką walki będzie pas WBC International w nowej kategorii wagowej. To fajna rzecz. Zapiszemy się w historii boksu.
- Co w przypadku wygranej Szpilki i być może kolejnej walki już o ten najważniejszy pas WBC? Razem to zrobicie?
- Nie mamy żadnej umowy na piśmie, ani nawet ustnej. Mam nadzieję, że będę mu mógł przedstawić fajną ofertę, ale jeśli po tylu latach wybierze inny wariant, to wystawi dożywotnią pewną laurkę swojemu charakterowi, że zawsze ten sam, honorowy itd. Nie wiem też dlaczego mówi o kontrakcie niewolniczym. Artur podpisał z nami zajebisty kontrakt, dostawał pensję dyrektorską, załatwiłem mu kilka wielkich walk. Artur miał na pewno najlepszy kontrakt w historii polskiego boksu zawodowego. Przecież on za 6-rundowe walki w USA dostawał tyle, że aż nieprzyzwoicie o tym mówić. Absolutnie rekordowe rzeczy, to się raczej już nie powtórzy. Krzywdy mu zatem jakiejś wielkiej nigdy nie zrobiłem.
Piękny gest Wrzesińskiego! Pomaga choremu dwulatkowi
- Szpilka kilka razy zaznaczył, że pieniądze za walkę z Różańskim wcale nie są tak duże jak wszystkim się wydaje.
- To są gigantyczne pieniądze jak na polski boks. Nie wie o czym mówi, tak samo jak nie wie do kiedy ma z nami kontrakt. On mówi o kwietniu, a to bodajże czerwiec.
- Walka będzie w PPV. Jaki wynik cię zadowoli?
- Bardzo możliwe, że ciężar przesunął się w Polsce mocno w stronę freaków i takich cyrków. Zaczęło to robić KSW. Sukces biznesowy i medialny był, ale sportowo już dużo skromniej. A wynik? Nawet nie myślałem jeszcze o cenie. Nie liczę na gigantyczne liczby. Łukasza w Rzeszowie znają, ale głównie tam. Artur z kolei walką z Adamkiem wygenerował super wynik, ale to już nie ten czas. Inne realia. Jest obecny w mediach, ale jeśli chodzi o decyzje zakupowe, to już na pewno nie jest jego top. Ten impuls minął bezpowrotnie, Artur sprzedał przecież niewiele biletów nawet na walkę z Mariuszem Wachem czy z kolejnym włoskim przeciwnikiem.
Mateusz Borek: nie chcę powielać schematu "bijemy totalnych bumów, a potem zamach na kasę" [WYWIAD]