Wszyscy polscy fani sportów walki czekali na ten dzień bardzo długo. Po miesiącach oczekiwań w klatce ponownie stanął bowiem Mariusz Pudzianowski. Były strongman miał zmierzyć się w pojedynku z senegalskim "Bombardierem", ale dopiero w dniu starcia okazało się, że to niemożliwe. Afrykańczyk doznał bowiem ostrego ataku wyrostka robaczkowego i zamiast o potyczce w formule MMA, musiał skupić się na kwestiach dotyczących odzyskania zdrowia. W efekcie do walki z "Pudzianem" stanął Nikola Milanović.
Robert Lewandowski z rodziną przyleciał do Warszawy
Zawodnik czujący się najlepiej w judo na samym początku starał się ambitnie nawiązać walkę z Pudzianowskim, ale ten szybko go obalił i nie dał najmniejszych szans. Kontrowersje wzbudziła sytuacja, w której "Pudzian" chwycił się ręką siatki w klatce, co jest niedozwolone. Nawiązać do tego w swoim komentarzu postanowił pokonany. "Dziękuję, Pudzian, za walkę, ale jeszcze sie złapiemy na macie na treningu, ale w formule judo (siatka uratowała). Podziękowania dla wszystkich, którzy trzymali kciuki" - napisał wojownik z Bałkanów.
Bez cienia wątpliwości Milanović mimo porażki przeżył bardzo szczególny dzień. Jakie są bowiem szanse, że dosłownie kilka godzin przed pojedynkiem otrzyma się szansę zmierzenia ze sportowcem rzędu Mariusza Pudzianowskiego? "A jednak marzenia się spełniają" - te słowa doskonale obrazują odczucia sportowca!