121 metrów, tylko 102,8 punktu po tej próbie, szybki koniec marzeń z punktami do klasyfikacji generalnej. Aleksander Zniszczoł będzie chciał szybko zapomnieć o weekendzie na Mühlenkopfschanze. W piątek skoczył jedynie 127,5 metra. Razem z Polą Bełtowską, Anną Twardosz i Pawłem Wąskiem zawiódł w piątek, bowiem polski mikst zakończył konkurs na 9. miejscu, bez awansu do drugiej serii. W sobotę był dopiero czterdziesty, niedzielny konkurs zakończy na 42. miejscu. W niedzielne popołudnie przegrał nawet z Enzo Milesim. – Postawiłem wszystko na jedną kartę: będzie albo nie będzie. Jest coś do ugrania jeszcze w tym sezonie. Taki jest cel. Wiem, że nie dużo potrzeba, by to wróciło na dobre tory. Pokazywałem to w tym i zeszłym sezonie, że niewielkie zmiany mogą wiele zmienić – tłumaczył kiepską postawę przed kamerami Eurosportu Zniszczoł, również w kwalifikacjach, gdzie był dopiero 35 (tylko 122,5 metra).
A 4 lutego minie dokładnie rok od sensacyjnej pierwszej serii rywalizacji w Willingen. Na półmetku prowadził, ale po drugiej próbie spadł na 8. miejsce. Potem zaczęła się seria konkursów, w których "Olek" atakował podium, co ostatecznie udało mu się dwukrotnie w poprzednim sezonie. W Lahti i Planicy. Zeszłoroczne popołudnie w Willingen tłumaczył tak: - To była pierwsza taka sytuacja w życiu, gdy prowadziłem i stałem faktycznie za wszystkimi. Wtedy sobie tak uświadomiłem, że mogę być najlepszy na świecie i ci wszyscy inni są nieważni, ja jestem ważny.
Nie tylko Zniszczoł przepadł w dzisiejszym konkursie już po pierwszym skoku. Do serii finałowej nie awansowali również Piotr Żyła i Jakub Wolny.