Kamil Stoch w zupełnie nieudanym ostatnim sezonie zajął dopiero 26. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, a do tego ani razu nie wskoczył choćby do czołowej "10" konkursu najwyższej rangi. To jego najgorszy wynik od 15 lat i sezonu 2008/09, kiedy miał 21 lat i dopiero pukał do światowej czołówki. Później przeszedł do historii jako jeden z najwybitniejszych skoczków, choć ostatnie rezultaty zupełnie o tym nie świadczą. Po bardzo trudnej zimie trzykrotny mistrz olimpijski postanowił przeprowadzić rewolucję i do kolejnego sezonu będzie trenował indywidualnie pod okiem Michala Doleżala i Łukasza Kruczka - byłych trenerów kadry, z którymi odnosił wielkie sukcesy. To daje promyk nadziei, że uda mu się wrócić na szczyt, czego sam Stoch nie ukrywał w rozmowie z Polsatem Sport.
- Wierzę głęboko, że osoby, z którymi miałem już okazję współpracować, z którymi odnosiłem sukcesy i które znają doskonale mój organizm, pomogą mi wrócić na szczyt i dzięki nim, po tych długich latach posuchy zacznę znów wygrywać. Wierzę w powodzenie tej misji głęboko i cieszę się, że mam okazję z nimi pracować - powiedział 37-latek przed kamerą tej stacji. Zwłaszcza szczere słowa o długich latach posuchy mogą poruszyć kibiców - ostatni sukces Stocha to wygrany Turniej Czterech Skoczni 2020/21. Później trzykrotny mistrz olimpijski był blisko medali IO w Pekinie i MŚ w Planicy, ale na obu tych imprezach kończył indywidualne konkursy na 4. i 6. miejscu. To coraz bardziej podkopywało jego pewność siebie, którą ma odzyskać w zindywidualizowanym rytmie treningowym na wzór Adama Małysza sprzed lat.
- Miałem też okazję porozmawiać z prezesem Adamem Małyszem, który już tej drogi doświadczył i to z sukcesami. (...) Zachęcił mnie i zmotywował, by tą drogą podążyć - zdradził Stoch Polsatowi Sport. Mówi się, że jego obecnym celem jest udany występ na zimowych igrzyskach olimpijskich, które odbędą się w 2026 roku w Mediolanie i Cortinie d'Ampezzo.