– Czy fajnie jest wierzyć w cuda?
– Myślę, że wielu ludzi w podobne cuda wierzy. Chociaż czasem się nie przyznają. Wiara daje siłę do działania. W każdej dziedzinie życia, też tej sportowej, są momenty, że wydaje się, że gorzej nie będzie. Jest jednak wiara, że to wszystko pójdzie na przód i będzie dobrze. W niektórych przypadkach można coś nazwać cudem, ale dużo spraw można wypracować. Warto wierzyć w cuda.
– Problemami zdrowotnymi Marty żyła cała Polska i trochę jeszcze pewnie będzie to trwać...
– Teraz jest wszystko na dobrej drodze. Żona jest w domu i rehabilitacja przynosi efekty. To jest najważniejsze w tym momencie. Cała praca lekarzy i zabezpieczenie wspólnego powrotu do domu daje nam poczucie bezpieczeństwa. Nie musimy chodzić "jak na szpilkach". Jest tak dobrze, jak tylko teraz może być.
– Pojawiały się koncepcje, byś trenował w trochę innym trybie, czasem indywidualnym.
– Trochę źle zrozumiano niektóre komunikaty. Wiadomo, że sytuacja jest specyficzna i muszę się do niej dostosowywać. Indywidualne podejście będzie wtedy, gdy zajdzie taka potrzeba. Może na któryś obóz czy zgrupowanie nie pojadę i zostanę z trenerami bazowymi. Pojedyncze sprawy. Na razie trenuję normalnie z grupą. Jeżeli nie będę mógł gdzieś pojechać, to będziemy się dostosowywać do aktualnej sytuacji.
–Czy łatwo wytłumaczyć sobie, że w nowym sezonie to pogodzenie skoków z rodziną będzie jeszcze większym wyzwaniem niż kiedykolwiek?
– Na pewno będzie inaczej. Patrząc jednak na postępy żony i jej rehabilitację, to dostosowanie będzie potrzebne na początku. Latem. Marta nie może na razie jeździć samochodem więc trzeba różne rzeczy ogarniać, ale jak choćby to się zmieni, to nie będzie problemów, że muszę być w domu. Czasem może zajść potrzeba pojechania z dzieckiem do lekarza, bo nie miał kto inny tego zrobić. Wtedy muszę być. Ale jak będzie mogła jeździć samochodem to wiele tego typu spraw się poprawi.
– Latem i na początku sezonu byłeś fenomenalnej formie. Im dalej w sezon, tym było trudniej, a w trakcie mistrzostw świata miałeś sporo problemów ze zdrowiem. Może na najwyższe obroty trzeba wskoczyć później, tylko czy tak się da?
– Myślę, że istotną kwestią będzie wyciągnięcie wniosków z tego sezonu. Takie rozmowy już mamy za sobą i na ich podstawie planujemy obecny okres przygotowawczy. Z tych rozwiązań trzeba będzie korzystać. Nie da się zaplanować momentu, w którym zechcę zaatakować w sezonie. Nie mogę na początku sezonu, będąc w dobrej formie, powiedzieć: nie, no dzisiaj to na 50 proc. Jak człowiek jest w dobrej dyspozycji, to nie ma kalkulacji niezależnie od wszystkiego. Robisz wszystko na miarę możliwości. Dziennikarze pytają, czy do sezonu letniego podejdziemy po macoszemu. Nie da się, bo jest adrenalina, bo są emocje. Chce się walczyć. Po to trenuję. W okresie letnim, czy zimą czasem też, zdarzy się mocniej potrenować przed konkretną imprezą. Wtedy do niektórych zawodów podejdzie się na większym zmęczeniu. Możliwości będą mniejsze, ale to wciąż będzie 100 proc.
– Jak Ci się podoba nowy kalendarz na sezon 2023/24. Wskoczył nam Szczyrk do Pucharu Świata...
– Fajna impreza dla tej skoczni, Pucharu Świata tam nie było. Mam nadzieję, że organizatorzy podołają. Skocznia jest - konstrukcyjnie - przewidziana bardziej do treningów niż imprez, ale na pewno będzie fajnie. Nam nigdy za wiele Pucharu Świata w Polsce.
– Długo czekałeś na indywidualny medal wielkiej imprezy na dużej skoczni. Tych celów do odhaczenia coraz mniej. Zapowiadasz ponowny atak podium klasyfikacji generalnej Pucharu Świata? Kibice i Anże Lanisek wiedzą, że powinieneś na nim być.
– Jeżeli chcę w nadchodzącym sezonie wskoczyć na wyższy poziom, bo trzeba zrobić krok do przodu i o to walczę, to siłą rzeczy będę walczył o czołową trójkę. Pierwsze miejsce jest najważniejsze. Wszystko rozumie się samo przez się. To jest w moim zasięgu i to jest mój cel.
– Trener Thomas Thurnbichler zaskoczył Was tą kreatywnością na treningach?
– Scalało to całą grupę. Robienie czegoś nietypowego razem. Jest fajna rywalizacja, trzeba zmienić tok myślenia. Psychicznie odpoczywamy od tego, co się dzieje. Przy takich zadaniach, jakie mieliśmy, zmuszeni byliśmy przestać myśleć o skokach. Przy dłuższych turniejach zmęczenie mentalne gra rolę. Z racji tego, że od ładnych paru lat miałem wiele wspólnego z modelarstwem, to wiele zadań przychodziło mi zrobić z naturalnością. Nie zawsze jednak to podejście się sprawdzało. Czasem trzeba było na chłopski rozum, a nie "po modelarskiemu".
– Łatwiej będzie wytrzymywać presję i walczyć na skoczni, mając to wielkie przeświadczenie, że skoki nie są najważniejsze?
– Wszystko zależy od tego, jak to sobie człowiek w głowie poukłada. Nie chcę się zagłębiać w psychologię, ale to zawsze kwestia indywidualna. Jeden pomyśli, że skoki nie są najważniejsze i będzie robił swoje, a drugi machnie ręką na wszystko i nic z tego nie będzie. Kiedy jest stres, emocje, pełna publiczność w Zakopanem, to mogę powiedzieć sobie, że mnie mogę ich zawieść i się zestresować, albo mogę czerpać z tego energię. Myślę, że mentalnie na tyle jestem przygotowany do sezonu, że dam sobie ze wszystkim radę.
ZOBACZ: Leszek Cichy nie uważa wspinaczy za ludzi uzależnionych. Góry to sposób na życie