Stefan Horngacher od tego sezonu przejął obowiązki trenera reprezentacji Niemiec. Wcześniej do wielkich sukcesów doprowadził Polaków. W biało-czerwonej kadrze funkcję po nim objął Michal Doleżal i nie jest tajemnicą, że znalazł się on pod ogromną presją. Tymczasem Horngacher za naszą zachodnią granicą zastąpił Wernera Schustera. Austriak z Niemcami romansował przez dłuższy czas i niemal do końca sezonu nie wiadomo było, gdzie będzie pracował w obecnej kampanii. Ostatecznie zdecydował się na ofertę rywali Polaków, choć wcześniej nie myślał o zmianie pracodawcy. - To nie była moja wina, a bardziej Wernera Schustera, poprzedniego trenera Niemców. Przed lotami w Oberstdorfie ogłosił, że odchodzi i wszyscy uznali, że jedynym gościem, który może go zastąpić, jestem ja. Zaczęły się więc spekulacje - wskazał w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Stefan Horngacher.
Pod koniec pracy cenionego trenera nad Wisłą atmosfera stała się dość napięta. Jego szefowie, podopieczni oraz kibice polskich skoczków oczekiwali jasnych deklaracji. Horngacher doskonale o tym wiedział. - Przyznaję, czułem, że nie wszystko w zespole jest takie jak wcześniej. Pojawiła się niepewność, ale naprawdę starałem się skończyć pracę, utrzymując jak najwyższy poziom. I tak było, bo chłopaki skakali świetnie do końca, a w Planicy odebraliśmy Puchar Narodów. Później ogłosiłem, że odchodzę - skomentował fachowiec.
- Odbyłem jedno spotkanie z niemiecką federacją. Spytali, czy jestem zainteresowany, więc powiedziałem, że nie dam odpowiedzi, bo najpierw chcę ze swoją drużyną wystąpić w mistrzostwach świata w Seefeld. Okazało się to niemożliwe, bo Niemcy zaczęli o mnie walczyć coraz mocniej, do tego ciągle pojawiały się spekulacje i ta kula śniegowa wciąż rosła - dodał Stefan Horngacher.