Warunki atmosferyczne bardzo często są wrogiem organizatorów Pucharu Świata w skokach narciarskich. Odwoływanie konkursów zdarza się jednak coraz rzadziej i robi się co może, a by do skutku doszła choćby jedna seria zawodów. Bardzo często wiążę się to ze sporym ryzykiem, bo podmuchy wiatru są nieprzewidywalne i w sekundę mogą zadecydować o losie skoczka, będącego w powietrzu. Jak niebywale niebezpieczne jest igranie z wiatrem, można było się przekonać w piątek.
Grzmoty spadają na organizatorów. Mowa o zagrożeniu życiu skoczków
W Willingen wiało mocno, a niekiedy nawet bardzo mocno. Mimo tego sędziowie zdecydowali, że spróbują rozegrać chociaż jedną serię konkursu mieszanego. Okazało się to fatalnym pomysłem, bo przede wszystkim Timi Zajc był bliski odniesienia bardzo ciężkiej kontuzji. Słoweniec skoczył aż 161,5 metra, a co więcej skracał skok. Mimo wszystko i tak lądował na płaskim i nie ustał lądowania. Norwescy komentatorzy na Viaplay krzyczeli nawet, że to zagrożenie życia dla skoczków.
Nawet Halvor Egner Granerud przyznał, że z przerażeniem patrzył na skok Słoweńca. - To trochę przerażające. Nie mogłem się doczekać, żeby po prostu skoczyć. Takie próby powodują strach przed tym, co może się wydarzyć. Lądowanie na płaskim z prędkością 120 km/h nie jest tym, co chciałbym robić - powiedział lider Pucharu Świata.