Justyna Kowalczyk

i

Autor: ARTUR HOJNY SE / EAST NEWS Justyna Kowalczyk

Nic nie ukrywała

Justyna Kowalczyk przeżyła wielki dramat. Po stracie dziecka mierzyła się z depresją, o wszystkim opowiedziała

2023-01-01 19:43

Justyna Kowalczyk-Tekieli przez wiele lat sprawiała wiele radości kibicom z całej Polski, sięgając po najwyższe laury w biegach narciarskich. „Królowa Nart” profesjonalną karierę zakończyła już kilka lat temu, ale wciąż jest bardzo aktywna. Koniec kariery pozwolił jej m.in. ułożyć sobie życie prywatne. Obecnie wraz z mężem, Kacprem Tekieli, wychowuje małego synka, który urodził się w 2021 roku. Lata temu Justyna Kowalczyk-Tekieli przechodziła jednak gehennę spowodowaną poronieniem.

W życiu Justyny Kowalczyk-Tekieli w ostatnich latach nastąpiło wiele zmian. Była biegaczka najpierw wyszła za mąż za wspinacza górskiego Kacpra Tekieli, a rok później, w 2021 roku, na świecie pojawił się ich syn, Hugo. „Królowa Nart” spełnia się w roli mamy, ale nie rezygnuje ze swoich pasji i zabiera syna niemal wszędzie – na treningi, górskie wyprawy i wycieczki po całym świecie. Swoim szczęściem Justyna Kowalczyk-Tekieli nierzadko dzieli się w mediach społecznościowych, publikując regularnie zdjęcia na swoim profilu na Instagramie. Jednak niemal dekadę temu tyle szczęścia wybitna biegaczka nie miała, o czym zdecydowała się ostatecznie opowiedzieć w rozmowie z Pawłem Wilkowiczem.

Justyna Kowalczyk opowiedziała o swoim dramacie. Walczyła z depresją po poronieniu

Do pamiętnego wywiadu, który ukazał się na łamach „Gazety Wyborczej”, doszło w 2014 roku. Przyznała wówczas wprost, że cierpi na depresję, a do wszystkiego przyczyniło się straszne wydarzenie z maja 2013 roku, gdy Justyna Kowalczyk poroniła. – Byłam w ciąży, poroniłam rok temu w maju, na obozie treningowym. Właśnie wtedy, gdy szykowałam się do wyprostowywania swoich ścieżek. Wiadomo, że gdybym donosiła tę ciążę, dość zaawansowaną, nie wystartowałabym na igrzyskach w Soczi – opowiadała wówczas „Królowa Nart”.

Nie można się dziwić, że wydarzenie to wstrząsnęło zawodniczką, zwłaszcza, że wpłynęło stanowczo na jej życie. – Miałam już w planie inne życie, przynajmniej na najbliższy rok (...). Niestety, los zdecydował inaczej – dodawała Kowalczyk-Tekieli. Aż ciężko uwierzyć, że została wówczas niemal sama ze swoim dramatem. – To były przerażające i traumatyczne dni. Tak to się wszystko poplątało, że zostałam z tym sama. Nie mówiłam nic ani trenerowi, ani rodzicom, żeby ich nie martwić. Nie chciałam tego robić rodzicom: powiem, a potem odjadę na długo, na 2 czy 3 tys. km od nich? Przecież to byłoby maltretowanie ludzi – wyjaśniła na łamach „Gazety Wyborczej”.

Mimo wszystko polska mistrzyni zdołała sobie poradzić. – Wszystko od A do Z wiedziały tylko trzy osoby. A i tak ze sporym opóźnieniem. Dwie z nich nie mogły uwierzyć, że to wszystko prawda. Bo gdy patrzyły na mnie np. w telewizji, widziały inną Justynę. Robiłam swoje. Byłam wrakiem, to wtedy chciałam rzucić narty, ale uznałam, że muszę to wszystko wypłakać i dopiero potem podjąć decyzję – dodała. Miejmy nadzieję, że tak okrutne przeżycia ominą już „Królową Nart”.

Najnowsze