Super Express: - Po raz kolejny w Wiśle byłeś bezkonkurencyjny.
Kamil Stoch: - Bardzo cieszę się z pracy, którą wykonałem podczas tego weekendu. Kosztowało mnie to sporo energii, ale cieszę się, że zakończyło się dobrze. Dzisiaj były trochę zwariowane zawody. Nie myślałem o rywalach. Zdaję sobie sprawę, że poziom jest bardzo wysoki, ale ja skupiam się na sobie. Po lądowaniu w drugiej serii po prostu nie wiedziałem, który jestem. Wiedziałem, że popełniłem błąd przy wyjściu z progu i kosztowało mnie to parę metrów.
- W sobotę nad drugim Kraftem miałeś 16,3 pkt przewagi, a w niedzielę nad Tande już tylko 1,2. Dlaczego było trudniej?
- To był trudny konkurs, ponieważ były zmienne warunki. Wiatr kręcił, wiał ze wszystkich warunków. Trzeba było mieć trochę szczęścia. Tym bardziej cieszę się, że wykonałem dobrą pracę. Zwłaszcza w pierwszym skoku, bo w drugim popełniłem błąd na progu. Wiedziałem od razu, że nie będzie to taki skok jak pierwszej serii. Ale byłem zadowolony z odległości. Nie ukrywam, że czuję zmęczenie po tym wszystkim, co działo się podczas tego weekendu.
- Pobiłeś też własny rekord, bo po raz pierwszy wygrałeś trzy konkursy z rzędu.
- Cieszę się tą chwilą i czerpię całymi garściami. Bicie rekordów jest fajne, ale dla mnie najważniejsze jest to, co mam do zrobienia. Dwa razy mogłem zaśpiewać Mazurka Dąbrowskiego, to wspaniałe dla mnie.
- Jak twoje kolano?
- Z kolanem wszystko jest ok, przejdę jednak badania, żeby się upewnić.
- Dlaczego choć w ubiegłym roku pracowałeś równie ciężko, nie odnosiłeś takich sukcesów?
- W zeszłym roku wykonałem ogrom pracy, w poprzednich latach też. Tak to w moim przypadku bywa, musiał przyjść gorszy czas, słabsze wyniki. Musiały zajść pewne zmiany, ja musiałem się do nich przygotować.
- Jaki plan na Zakopane?
- Pojechać i dobrze skakać (śmiech). To, że skoczna była przebudowana po części może być naszym atutem, ale z drugiej strony zawodnicy najwyższej klasy momentalnie potrafią się dostosować do nowego obiektu. Nie wolno przekreślać innych.