Więcej niż o samych wynikach środowych treningów przed MŚ w Seefeld mówiło się o jego wypadku. Zwycięstwa w pierwszej serii Kiliana Peiera i w drugiej - Kamila Stocha zeszły w cień wypadku Norwega. Thomas Markeng, który niedawno zdobył tytuł mistrza świata juniorów, zadebiutował na znanej skoczni Bergisel w Innsbrucku. Utalentowany zawodnik po swojej próbie nie zdążył wyhamować i wjechał w bandy, przez które przeleciał. Zatrzymał się dopiero dalej na barierkach, uderzając w nie plecami.
Młody sportowiec szybko się pozbierał i na szczęście nic mu się nie stało. O swoich wrażeniach opowiedział w rozmowie z "VG". - To był zły skok, zły start. Testowałem nowy sprzęt i skończyło się to tym, że przeleciałem nad bandą. Wszystko ze mną w porządku, ale jutro rano mogę być nieco obolały - stwierdził. - Miał problemy, by zwolnić. Później nie był już w stanie wyhamować i skończył w mixed zone dla telewizji. To był dla niego ciężki debiut, ale Thomas to twardy chłopak - mówił z kolei Steinar Bjerkmann, rzecznik prasowy norweskiej reprezentacji skoczków.
Głos w sprawie wypadku na skoczni zabrał także Kamil Stoch. Według lidera naszej kadry przyczyną groźnej sytuacji był błąd samego Norwega. - Thomas Markeng podszedł sobie do sprawy trochę nonszalancko. Jak ktoś kucnie za wcześnie i zacznie za późno hamować, to takie są skutki - wyjaśnił portalowi sport.pl.
Polecany artykuł: