Minionej zimy tylko raz stanął na podium Pucharu Świata – w konkursie drużynowym w Zakopanem. Indywidualnie nawet czołowa dwudziestka była poza zasięgiem, chociaż w dorobku ma nawet dwa pucharowe zwycięstwa (w sezonie 2016-2017).
„Super Express”: - Zna pan teorię, według której skoki zawodnika skracają się po ożenku?
- Słyszałem o niej, ale to raczej teoria humorystyczna. Jest wiele przykładów odwrotnych. Najważniejsze, czy potrafi się oddzielić życie osobiste i zawodowe oraz czy decyzję o małżeństwie podejmuje się z miłości czy z przypadku. Od zawsze miałem wsparcie w rodzinie, a od kilku lat do grona wspierających doszła Agnieszka. Tutaj mogę być spokojny. Więcej: przyjęcie odpowiedzialności za żonę i siebie przynieść może coś więcej także sportowcowi.
- Bardzo bolały niepowodzenia na skoczni?
- Zabolało mnie mocno, bo jako zawodnik dążę do najwyższych celów, a w dodatku wiedziałem, jak ciężką pracę wykonałem przed sezonem. Ale też wciąż analizowałem, co jest nie tak. I tę nauczkę wykorzystuję już teraz.
- Co zatem było nie tak?
- To sprawy techniczne. Błędna interpretacja planu trenera Horngachera, błędna droga dojścia do tego, jak chciałem skakać. Ale realizując plan, który wprawdzie wobec mnie nie dał efektu, zachowałem cierpliwość i konsekwencję. A to już stanowi postęp. I to mnie wzmocniło. Teraz najważniejsze, by odnaleźć własną naturalną technikę skakania.
- Miał pan obawy, że nie czeka pana już nic lepszego w sporcie?
- Nie. Trzeba spełniać marzenia. Ja je mam i zachowuje nadzieję, że najlepsze jeszcze przede mną, tak dla sportowca jak dla człowieka. Lat mi przybywa, ale wciąż czuję się młodo. Skok, a raczej skoki życia jeszcze mam przed sobą. Patrząc na starszych zawodników widzę, że można skakać bardzo daleko mająć trójkę z przodu (śmiech).
- Niepowodzenia mogły zagrozić kontraktom sponsorskim…
- Na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Nadal wspierają mnie Bridgestone i inni partnerzy. Zachowujemy lojalność i wzajemny szacunek także wtedy gdy nie idzie.
- A jak postępy duetu gitarowego Piotr Żyła – Maciej Kot?
- Najbardziej brakuje nam… wokalisty, który by pomógł nam skleić nasze granie. Ja staram się uczyć gry według słuchu, a Piotrek wzrokiem, według aplikacji internetowej pokazującej nuty i chwyty. I pojawiają się problemy z koordynacją. Lepiej było w tercecie, ze Stefanem Horngacherem. Ale potrafimy zagrać i zaśpiewać we dwóch piosenki grupy Dżem, a także Lady Pank, mojej ulubionej Metalliki czy „Let it be” Beatlesów.